Wychowanie seksualne w szkołach

kot373

Cóż... Moje lekcje Wychowania Do Życia W Rodzinie (bo tak nazywało się nasze wychowanie seksualne) opierały się na oglądaniu durnych filmików o przyjaźni, miłości itp. Cóż, w V i VI klasie dziewczyny w chłopakach się "na amen" nie zakochują, więc to bez sensu. Tematy seksu nie były poruszane, jedynie budowa układu rozdrodczego kobiet. Okres, piersi- wszystko to tylko pobieżnie "używajcie podpasek albo tamponów, kupcie sobie stanik, lecimy dalej, bo czas". Za dużo w tych naszych zakutych łbach (przynajmniej w moim) to nie rozjaśniło, i gdybym pochodziła z innej rodziny, prawdopodobnie nie wiedziałabym, co to wogóle podpaska czy tampon. Nauczycielka już na 1 zajęciach zastrzegła sobie, że ona wcale tych studiów kończyć nie chciała, ale biolożka nie mogła, więc ona musiała.
Takie lekcje powinny być w szkołach, ale na pewno nie w takiej formie, jak u mnie.

Blueberry

kot373, no to ja miałam ideantycznie w szkole. I chyba wszędzie tak było w podst, bo kogo nie spotkam, ten tak właśnie opisuje swoje "wychowanie seksualne".
Ja myślę, że chyba po prostu nauczyciele boją się poruszać ten temat. Fakt faktem, w grupie 20kilku osób poruszenie takiego tematu w wieku lat 10 czy mniej zakończy się gromkim chichotem, ale w takim razie należałoby zrobić jakieś indywidualne pogadanki. Zwalanie tego na głowę rodziców też nie jest do końca dobre, bo łatwiej jest to wytłumaczyć osobie obcej, niż mamie czy tacie, którzy to od zawsze i na zawsze mieli i będą mieli opóźniony zapłon jeśli chodzi o dojrzewanie ich dzieci.
Ave.