Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Moc Nocy i Dnia [B] Rozdział 1-2 [4.05.2010]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna -> Obyczajowe/Psychologiczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alvis
Gość



Dołączył: 04 Maj 2010
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrszawa

PostWysłany: Wto 16:57, 04 Maj 2010    Temat postu: Moc Nocy i Dnia [B] Rozdział 1-2 [4.05.2010]

a to moje drugie najnowsze opowiadanie Very Happy

Rozdział I

Roseville kolejne miasto, eh wciąż to samo. Zmieniam miasta jak rękawiczki, nie mieszam się do niczego. Po prostu jestem a potem już mnie nie ma. Mam siedemnaście lat, na imię mi Mae Mine - tak wiem dziwne imię i nazwisko – los zmusił mnie do podróży. Jestem brunetką z białymi pasemkami, krótkie mam włosy tak gdzieś do połowy szyi. Siedzę teraz w autobusie, opieram się o szybę i przyglądam się lasom, bo na pociąg mnie nie stać – no dobra stać, ale staram się nie wydawać dużo. Nikt nie zwraca na mnie uwagi poniekąd są jeszcze wakacje. Będę musiała gdzieś na rok zostać albo przynajmniej na jeden semestr. Czyli gdzieś za trzy dni - niech stracę zapiszę się w tym mieście – muszę znaleźć szkołę, by się uczyć. Musze tylko zlokalizować jakieś miejsce gdzie będę spać. Autobus stanął na przystanku, wysiadłam z niego, miałam dość, trzygodzinny bez ruchu. Spojrzałam na niego odjechał, ale nawet nie wjechał do miasta tak jakby jechał okrężną drogą. Dziwne, ale co tam, wzruszyłam ramionami, zarzuciłam treningową torbę na ramię. Spojrzałam na miasto wyglądała normalnie, zwykłe miasto. Chociaż dawało się trochę straszne… nie wiem czemu? Ludzie normalnie się poruszali, niektórzy byli strasznie bladzi i nosili ciemne kaptury. Może to taka moda w tym miasteczku. Domy są takie piękne chciałabym w takim mieszkać. Marzenia ściętej głowy… ruszyłam w stronę centrum. Tu musi być jakiś hotel, w którym mogę się zatrzymać. Centrum było duże, plac z fontanną sklepy, restauracje i proszę hotel. Weszłam do środka i podeszłam do recepcji. Za nim stał szczupły mężczyzna z kruczoczarnymi włosami. Spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Przepraszam…
- Czego tu szukasz smarku? – smarku? Ja ci dam smarka!
- Chciałabym pokój.
- Pokój? Nie rób sobie jaj, wracaj do domu, do rodziców.
- Nie dostanę pokoju, zapłacę za niego – w innych miastach jakoś nikomu nie przeszkadzał mój wiek.
- Nie dajemy pokoi dzieciakom – powiedział poważnie.
- Nie jestem dzieckiem, mam siedemnaście lat!
- Nie obchodzi mnie to, spadaj stąd albo wezwę ochronę!
- A udław się, stary pierniku – wyszłam, co za typ!
Usiadłam na ławce i oparłam głowę na dłoniach, co mam zrobić? Miasto nie wygląda na duże pewnie nie ma innych hoteli czy moteli. Nade mną pojawił się jakiś cień, podniosłam wzrok, jakaś staruszka uśmiechała się do mnie.
- Wszystko w porządku, skarbie? – usiadła obok mnie.
- Nie, nie mam gdzie spać – wyżaliłam się.
- Hm… może spróbuj wynająć u kogoś pokój, w tym hotelu same dupki pracują – czy ona powiedziała dupki? Starsza pani powiedziała… dupki… a to dobre. Uśmiechnęłam się do niej.
- Może ma pani rację, przydała by się gazeta – wstałam i chciałam iść do kiosku, ale staruszka mnie zatrzymała.
- Proszę skarbie, ja już przeczytałam – podała mi z uśmiechem gazetę, podniosłam jedną brew do góry – wież mi nie chcesz gadać z tamtą kobietą w kiosku – wzięłam gazetę, staruszka odeszła.
Pogięte miasto, no cóż, wysiadłam z autobusu więc muszę tu zostać. Usiadłam i zaczęłam czytać ogłoszenia. Było tylko jedno, ktoś szukał trzeciej osoby, mapa miasta by się przydała. Do kiosku? Nie lepiej nie, popytam najwyżej. Wstałam i ruszyłam przed siebie, kilka razy pytałam o adres aż w końcu doszłam pod odpowiedni dom. Stał za wzgórzem bardzo blisko lasu, ogrodzony drewnianym płotkiem. Co do domu wyglądał jakby miał się zaraz zawalić i był czarny, dobrze, że szyby wyglądały jakoś normalnie. Przeszedł mnie dreszcz, bałam się tam wejść, nie wiem nawet czemu? Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do drzwi. Zapukałam trzy razy i czekałam, nic, cisza… czyżby nikogo o tej porze nie było? Pewnie pracują, szkoda… poczekam, jest ciepło na szczęście. Usiadłam na werandzie i oparłam się o ścianę. Po kilku minutach zdałam sobie sprawę, że ostatnio nie spałam za dobrze. Oczy mi się same zamykały, w końcu odleciałam.
Obudziłam się na kanapie, przykryta kocem, podniosłam się do pozycji siedzącej. Gdzie ja jestem? Przetarłam oczy i się rozejrzałam, panował półmrok, paliły się tylko świece na stoliku do herbaty. Spojrzałam na oknie było już ciemno, ile ja właściwie spałam? I co robiłam w czyimś domu? Przypomniałam sobie co robiłam, zasnęłam na werandzie. Ale wpadka! Pewnie właściciele mnie zanieśli do środka, oznaka dobroci, chyba. Wstałam z kanapy i złożyłam koc w kostkę i położyłam na miejsce. W salonie nie było żywego ducha, miałam jednak przeczucie, że gdzieś tu są. Nie wiem czemu? Ale gdy zapada zmrok czuje się jak bym była w raju. To była moja pora dnia, lubiłam jak gwiazdy świeciły i było widać księżyc, czułam się wtedy silniejsza. Dobra noc, nocą ale jak mam wynająć tu pokój muszę znaleźć mieszkańców.
- Halo! Jest tu ktoś! – krzyknęłam, cisza nikt nie odpowiadał.
Zajrzałam do kuchni nikogo nie było, wróciłam do salonu wciąż nic. Ruszyłam w stronę schodów, spojrzałam w górę, tam było ciemno jak w grobie. Przeszedł mnie dreszcz, nie ze strachu bardziej z zimna, jakby za mną stała otwarta lodówka. Ktoś dotknął mojego ramienia, odskoczyłam z krzykiem i upadłam na schody, moje serce przyspieszyło obroty. Spojrzałam na osobnika, trzymał świece w ręku, zgasił ją i zapalił górne światło. Zrobiło się jasno, trochę za jasno już wolałam ten półmrok. Mężczyzna podał mi rękę, uśmiechnął się zachęcająco. W nim było coś czego nie mogłam określić. Wstałam o własnych siłach, mężczyzna miał na oko z dwadzieścia dwa lata, krótkie blond włosy sterczące i zielone oczy. Chociaż dałabym głowę, że ta zieleń nie była samotna jakby miał zielono-czerwone oczy. Przestałam się na niego gapić, wciąż się uśmiechał.
- Hej, sorki, że zasnęłam na werandzie – przeprosiłam z lekkim uśmiechem.
- Nic nie szkodzi – czy on ma śnieżno białe zęby, myślałam że takie to tylko aktorzy mają, czyżby on był aktorem? Nie, nie możliwe.
- Ja w sprawie wynajmu pokoju…. – chciałam coś jeszcze powiedzieć ale jego uśmiech zwiększył się, było widać jego śnieżne ząbki.
- Wspaniale! W końcu ktoś się zgłosił! – rozpierała go radość, był tylko mały problem, nie byłam pewna czy chce mieszkać z dwoma facetami – Hej! Evan! Mamy kandydata na pokój! – krzyknął, na górze z hukiem otworzyły się drzwi.
Spojrzałam na górę z mroku wyłonił się drugi mężczyzna, a raczej chłopak bo na oko miał tyle co ja lat. Miał brązowe włosy dłuższe od tego pierwszego, potargane ale ładnie wyglądające. Zbiegł po schodach i mnie uściskał, cholera, ale on jest zimny! Oni nie mają tu ogrzewania! Zaczęłam się wyrywać, skubany był silny.
- Puszczaj mnie!! - krzyknęłam mu do ucha. Chłopak puścił mnie, uśmiechnął się rozbawiony. Spojrzałam raz na jednego raz na drugie. Nie ma mowy nie będę z nimi mieszkać to nie na moje nerwy – sorki ale jednak rezygnuje, znajdę sobie coś innego – minęłam blondyna i udałam się w stronę drzwi.
Jednak do nich nie dotarłam bo ktoś chwycił mnie za nadgarstek. Chudł jego dłoni mi już nie przeszkadzał. Poniekąd lubiłam go, ale bez przesady w lodówce by się nie zamknęła. Spojrzałam na tego co mnie trzymał to był blondyn. Brunet patrzył na mnie błagalnym spojrzeniem. Niech on przestanie się tak na mnie gapić! Kurcze jak mały szczeniaczek, jego wzrok mnie zmiękcza.
- Zaczekaj, my nic ci nie zrobimy, a nigdzie nie znajdziesz pokoju, nawet hotelu – i tu miał racje zostawało mi spanie pod mostem co nie było złym pomysłem patrzyłabym na gwiazdy. Cóż jednak tutejszy mrok mówił siedź w domu tak będzie lepiej – zresztą nie chcesz wyjść z domu o tej porze.
- Niby czemu? – spytałam podejrzliwie, nie żebym nie ufała przeczuciu ale ciekawość góruje.
- Bo dużo złodziei i gwałcicieli się porusza po zmroku oraz niesfornych pijaczków – oświadczył blondyn.
Brunet zszedł ze schodów i podszedł ze swoja miną jeszcze bliżej. Nie cierpiałam jak ktoś tak na mnie patrzył! Westchnęłam ciężko.
- No dobra zostanę… - blondyn mnie puścił, oboju się ucieszyli - … do rana.
- Co?! – chórem powiedzieli, posmutnieli, porąbańcy.
- Dlaczego? Boisz się mieszkać z dwoma facetami? – zapytał złośliwie brunet.
- Nie, mieszkałam z trzema braćmi, to żadne wyzwanie – ale cóż ich znałam a oni nie dość że starsi to jeszcze pogięci – ty do facetów się nie zaliczasz – te słowa skierowałam do bruneta, zrobił wściekłą minę, a blondyn powstrzymał śmiech.
- Więc czemu? – zapytał blondyn, starając się nie śmiać – boisz się, że nie będziesz miała dość pieniędzy na rezydencje tego typu – pieniądze to nie problem, nie podobali mi się i tyle w nich było coś dziwnego.
Nie przerażali mnie zachowywali się miło i uprzejmie ale coś w nich było… czego nie potrafiłam określić.
- Czemu tak nalegacie bym została? Nie chodzi o pieniądze a ta tak zwana rezydencja wygląda jakby miała się zawalić – odparłam ze złośliwym uśmieszkiem.
Oboje wymienili spojrzenia, czyżby nie byli zbytnio lubiani w mieście?
- Po prostu mamy wolny pokój – odparł brunet, akurat! – to jak zostajesz za dwa dni jest rozpoczęcie roku szkolnego, do tego czasu nic nie znajdziesz.
Miał racje nie znajdę niczego nowego, a do następnego miasta jest kurczę dwa dni drogi. Nie miałam wyboru, ale w tym ich upieraniu się coś jest.
- Zostanę… - zaczęłam uśmiechnęli się - … jeśli powiecie mi czemu tak nalegacie.
Znów wymienili spojrzenia, blondyn westchnął i spojrzał na mnie, a jednak ma zielono-czerwone oczy, spojrzałam na bruneta miał piwne-czerwone!
- Nie jesteśmy za bardzo lubiani w mieście, od miesiąca nikt nie odpowiada na nasze ogłoszenie, nawet obcy wolą bulić kasę w hotelu, który nie jest za dobrym miejscem – wytłumaczył, w jego słowach coś się kryło – to jak zostajesz?
Wiedziałam bujda na resorach, przyjrzałam się im uważnie. Uśmiechnęłam się do nich.
- Zostaję, jestem Mae Mine, miło mi – no to ma co robić, zazwyczaj tylko się uczyłam, a teraz mam zagadkę do rozwiązania. Uśmiechnęli się widać było że są zadowoleni, ale jak słowo daję jeśli któryś wejdzie do mojego pokoju zabije.
- Ja jestem Don Faron – powiedział blondyn – a to jest Evan mój brat – bracia szukający współlokatora.
Chwila! Gdzie moja torba, zaczęła się rozglądać.
- Jest w twoim pokoju – odparł z rozbawienie Evan, ja ci dam śmiać się ze mnie!
- To może mnie do niego zaprowadzisz, lodówko – powiedziałam z rozbawieniem. Jego to nie rozbawiło, ale mnie owszem – to tylko żart, to gdzie ten pokój?
Lekko się uśmiechnął i wskazał mi drogę zapalając na piętrze świtało. Mój pokój był na samym końcu, na szczęście była razem z nim łazienka. Nie będę musiała latać do łazienki by ją zarekwirować. Pokój nie był duży górowała czerń i wiśniowy kolor, ale ładnie się wszystko komponowało. Łóżko było ogromne usiadłam na nim i wygodne tego było mi trzeba wygodnego posłania. Zamiast tych sztywnych i twardych łóżek w hotelach. Opadłam na nie zauważyłam, że Evan mi się przygląda. Gdy się zorientowałam rzuciłam w niego poduszką.
- Wypad!- warknęłam, posłuchał śmiał się ze mnie jak nic.
Torba leżała na skrzyni przy łóżku, wyjęła piżamę i poszłam się umyć. Zerknęłam na zegarek był prawie dwudziesta druga, normalnie o tej porze jeszcze był na gwiazdy patrzyła. Ale dzisiaj sobie daruję. Muszę się wyspać, jutro zapiszę się do szkoły i kupię książki. Ostatnio za dużo wydaje na nie, w każdym mieście mają inne. Przed wyjazdem je sprzedaje by nie targać zbędnego bagażu. Położyłam się spać, mięciutkie łóżeczko, jakbym spała na chmurce. Szybko usnęłam, dobrze mi się spało gdyby nie ten sen.
Stałam przy jakiejś przepaści za mną był mrok a raczej noc świecił księżyc i gwiazdy. Przede mną po drugiej stronie przepaści był dzień świeciło słońce. Stała tam jakaś osoba znajoma, ale nie pamiętałam kto to. Miała długą białą suknie i coś szeptała ale słowa do mnie nie dochodziły. Ja miałam na sobie czarna sukienkę, rozejrzałam się byłam tu sama. Po mojej cichej stronie ale czułam że ktoś za mną jest. Żyjący w tym mroku moim mroku. Znów spojrzałam na nią zaczęłam słyszeć jej głos.
- Dzień i Noc równowagą świata jest, my strażniczki chronimy jej, swoją krwią pieczętujemy zaburzenia… – to brzmiało jak muzyka a może zaklęcie. Nie rozumiałam tego. Dziewczyna wyciągnęła do mnie rękę, jej długie blond włosy związane w warkocz powiewały na wietrze.
Chciałam jej podać rękę ale przepaść się powiększyła i wpadłam do niej.
Obudziłam się cała w pocie, słońce raziło mnie w oczy. Okna nie były zasłonięte, podniosłam się i zsunęłam z łóżka. Ten sen prześladuje mnie od urodzenia, co oznacza?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Alvis dnia Śro 20:32, 05 Maj 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
Fanatyk



Dołączył: 03 Lip 2009
Posty: 1071
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Świat.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:46, 05 Maj 2010    Temat postu:

Hm. Ciekawe. Aż chcę się dowiedzieć, co będzie dalej, a to już dobrze.
Samego tekstu nie przeglądałam pod względem technicznym, ale akcja i fabuła mi się podobają, więc pisz dalej. Wink
Ave Wena,
Sonea.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alvis
Gość



Dołączył: 04 Maj 2010
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrszawa

PostWysłany: Śro 20:29, 05 Maj 2010    Temat postu: Moc Nocy i Dnia [B] rozdział 2 [ 5.05.2010]

Rozdział II

Spojrzałam na biurko, jeszcze wczoraj nic tam nie było. Co to za papiery? Wstałam i podeszłam do niego, przyjrzałam się kartkom. Na jednej złożonej na pół było moje imię. Wzięłam je do ręki, rozłożyłam i przeczytałam

Zapisałem cię do tutejszej szkoły będziemy mieli razem niektóre zajęcia. Wśród kartek masz plan lekcji i listę książek do kupienia. Gdzieś tam powinna być też mini mapka na której zaznaczyłem gdzie jest szkoła i księgarnie gdzie możesz kupić książki.
A teraz zasady: nie chodź sama po noc, wracaj przed zmrokiem. Nie szwendaj się po ciemnych uliczkach i nie chodź do pobliskiego lasu. Obiad gotujesz w środy i piątki, w soboty wspólnie sprzątamy salon.
To chyba wszystko miłego końca wakacji!
Don wraca wieczorem, ja będę około siedemnastej.

Witaj w naszym domu!
Kruszynko:)


Kruszynko?! Ja mu dam kruszynkę! Zgniotłam kartkę w rękach i wrzuciłam do kosza który stał przy biurku. Przejrzałam kartki, plan lekcji przyczepiłam do korkowej tablicy. Przeczytałam je, skąd wiedział na jakie przedmioty chcę chodzić? Znalazłam też mini mapkę i listę książek, nie było ich dużo. Rozpakowałam się, umyłam i ubrałam, wzięłam pustą treningową torbę i zarzuciłam ją na ramię. Kartki z mapą i listą schowałam do kieszeni. To torby wsadziłam portfel, wyszłam na korytarz i zbiegłam po schodach do salonu. Nikogo nie było, pewnie pracują, kto ich tam wie. Weszłam do kuchni, zajrzałam do lodówki wyjęłam butelkę wody i wsadziłam do torby. Przy tylnych drzwiach była chyba spiżarka podeszłam do metalowych drzwi. Zamknięte, na kłódkę? Co oni tam chowają? Nie legalny dżem, zakpiłam. Pokręciłam głową i wzięłam ze stołu jabłko. Całe moje śniadanie, po drodze coś kupie jak zgłodnieje. Chwila, czy oni zostawili mi klucz? Rozejrzałam się po kuchni przy drzwiach do salonu wisiała na ścianie jakaś niewielka szklana szafka, w której na haczykach wisiały klucze. Zajrzałam do środka: klucz Dona, klucz Evana, klucz Mae, klucz do garażu. Był jeszcze jeden haczyk nie podpisany, ciekawe do czego był ten klucz, którego nie ma. Zresztą nie zamierzam tu mieszkać wiecznie, wzięłam swój klucz i pomaszerowałam do drzwi. Wyszłam na świeże powietrze. Słońce nieźle grzało, zamknęłam drzwi na klucz, o dziwo nic się nie zawaliło. Może to nie jest taka ruina na jaką wygląda. Ruszyłam przed siebie, wyjęłam z kieszeni mapkę. Szkoła na końcu, księgarnia… jest jakieś trzy ulice dalej. Ruszyłam wczoraj nie zauważyłam, że jest tu kamienny most. Odwróciłam się w stronę domu, a no tak przecież przyszłam z innej strony. Przeszłam przez niewielki most, zauważyłam, że woda jest głęboka w tej rzeczce. Kto wpadnie ten się utopi. Poszłam dalej do księgarni szłam półgodziny. Spojrzałam na napis „księgarnia dla każdego nawet odmiennego”, to miasto jest seryjnie dziwne. Weszłam do środka, moje przybycie oznajmił dźwięk dzwonka. Rozejrzałam się książki leżały na półkach i stosach po środku pomieszczenia. Za ladą siedział siwy staruszek i głaskał czarnego kota.
- Dzień dobry – przywitałam się. Staruszek spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Witaj młoda damo, w czym mogę ci pomóc? – czy mi się zdawało czy ten dziadek jest ślepy na jedno oko.
- Szukam książek do szkoły – odparłam z uśmiechem.
- Hm… to regał trzeci – wskazał palcem, na jego nadgarstku był dwie małe czerwone kropki. Czyżby ten kotek gryzł?
- Dziękuje – ruszyłam w stronę trzeciego regału.
Było tam mnóstwo książek zaczynając od podstawówki kończąc na liceum. Stanęłam na końcu regału wyjęłam listę i wyjęłam te książki, które były mi potrzebne. Sporo ich wyszło i nie było wszystkich będę musiała jeszcze pójść do drugiej. Wzięłam sześć książek w ręce i zaniosłam do zapłacenia. Staruszek spojrzał na książki wyszeptał jakąś cenę, chyba sześćdziesiąt złotych. Zapłaciłam i schowałam je do torby, do sklepu wszedł jakiś mężczyzna. Był siwy choć nie wyglądał na staruszka, miał podobne oczy do Dona i Evana, niebiesko-czerwone. Staruszek zaczął się trząść, czyżby się go bał. Ale dlaczego? Mężczyzna spojrzał na mnie wrogo, szybko pożegnałam staruszka i wyszłam. Odwróciłam się w stronę szyby, mężczyzna zasłonił okno, usłyszałam jak kota protestuje. To miasto robi się ciekawe, nagle zamarłam, czemu poczułam jakby krew zaczęła kapać? Nie podoba mi się do uczucie. Teraz do drugiej księgarni, jak najszybciej, spojrzałam na mapkę. To będzie nie daleko rynku, dwie ulice stąd. Zaczęłam iść i sprawdzać jak mam iść, jak… hm… pójdę tędy… chwila… a gdybym poszła na skróty… o tędy to będzie krócej. Evan pisał coś o ciemnych uliczkach? E tam, chodziłam na karate mogą pijaczki mi nagwizdać. Ruszyłam w stronę skrótu, stanęłam przed ciemną uliczką, świeciło słońce jakim cudem tu jest tak ciemno. Niby widzę jej koniec ale… Iść czy nie iść o to jest pytanie. Pójdę a najlepiej jak przebiegnę. Już prawie byłam jedną noga w uliczce gdy ktoś pociągnął mnie do tyłu. Co do…? Spojrzałam na tego osobnika to był Evan. Kurczę i nici z mojego skrótu!
- Co ja pisałem o ciemnych uliczkach? – zapytał zły.
- Że są be?
Spojrzał na mnie spod łba.
- Oj daj spokój, chciałam skrócić sobie drogę – wytłumaczyłam.
- Nie bez powodu zabroniłem ci tam chodzić! – krzyknął. Zaczęłam w jednym uchu grzebać by pokazać, że o mało co nie ogłuchłam.
- Dobra, dobra… będę grzeczna… - wyjęłam wodę z torby i się napiłam – co tu robisz?
- Pracuje – odpowiedział spokojniej.
- Na ulicy.
- Nie! – zatkałam uszy – po drugiej stronie w sklepie ze sprzętem AGD.
- Oł… to ja sobie idę po książki – minęłam go i ruszyłam drogą, skręciłam za róg. Wyjęłam długopis i zaznaczyłam gdzie on pracuje. Będę pamiętać by tego skrótu nie używać. Zostaje mi jeszcze jeden, uśmiechnęłam się w duchu. Dobra do końca ulicy na skróty i będę przed księgarnią. Zauważyłam paru przechodni, zwyczajne ale dziwne miasto. Doszłam do mojego skrótu, ale gdy chciałam przejść przez niego. Poczułam jakby ktoś się na mnie gapił ze złością? Nie to nie złość, raczej zachęcająco. Jakby mnie pchało do tej ciemnej uliczki. Ruszyłam pędem przed siebie, w trakcie biegu poczułam czyjeś zimne dłonie. Przyspieszyłam coś chciało mnie złapać. Wybiegłam na słońce stanęłam pod drzwiami księgarni i spojrzałam na ciemną uliczkę szybko oddychając. Co to było do cholery? Zimne dłoń jak u Don i Evana, przecież wszyscy nie mogą mieć zimnych rąk, prawda? Napiłam się wody, odpoczęłam trochę, gdy chciałam wejść do księgarni. Kobieta za drzwiami przekręciła napis „otwarte” na „zamknięte”. Czemu tak wcześnie? Przecież nie ma jeszcze trzynastej. Zauważyłam, że zaczęła okna zasłaniać. Znów to paskudne uczucia kropli krwi, pobiegłam w stronę rynku. Stanęłam przy kiosku, czemu czuję to uczucie? I co ono do cholery znaczy?! Rozejrzałam się jak na rynek mało osób tu chodzi. Ciekawe, spojrzałam na kiosk, kupię sobie jakąś gazetkę. Weszłam do środka był pusty z wyjątkiem rudej kobiety siedzącej za ladą. Rozejrzałam się, czułam spojrzenie na sobie, nie spuszczała ze mnie wzroku.
- Jeśli niczego nie kupujesz to wyjdź! – krzyknęła.
- Szukam jednej gazety…
- To się pośpiesz! Nie mam całego dnia! – a co zamyka pani o trzynastej?
- Chwila… pali się… - za tą kobietą ktoś stał, i patrzyła się na jej kark? Nie to nie możliwe… - już mam.
Podeszłam do lady i położyłam gazetę pt. „Roseville miasto z historią”.
- Trzy pięćdziesiąt – powiedziała, zapłaciłam, schowałam gazetę i szybko wyszłam.
Oddaliłam się od kiosku wpadając na staruszkę, którą spotkałam wczoraj.
- Przepraszam, nie chciałam – staruszka uśmiechnęła się.
- Nic nie szkodzi dziecko – dziecko? Nie jestem dzieckiem! – znalazłaś mieszkanie?
- Tak, dziękuje za radę – uśmiechnęłam się.
- Nie ma sprawy, czyżby coś się stało?
- Nie, czemu…? – dotknęła mojego ramienia, bolało i krwawiło, jakby kot mnie podrapał – skąd to…? Pewnie w uliczce… - zaczęłam rozmyślać.
- Byłaś w uliczce? – zaczęła mnie opatrywać.
- To tylko zadrapanie, nic takiego, byłam a raczej przebiegłam przez nią, skróciłam sobie drogę – wytłumaczyłam, omijając fakt, że w to właśnie miejsce gdzie miałam zadrapanie poczułam zimną dłoń.
- Nie chodź więcej po uliczkach w nich można stracić życie – powiedziała tajemniczo, skończyła opatrywać moje ramię i odeszła.
Patrzyłam jak odchodzi i znika w oddali. Stracić życie? Niby przez kogo? Spojrzałam w niego było bez chmurne, słońce porządnie grzało. Spojrzałam na mapę i ruszyłam w stronę szkoły. Gdy do niej dotarłam zdziwiło mnie kilka rzeczy. Teren był otoczony wysokim i żelaznym czarnym płotem. To miasto jest aż tak niebezpieczne? Liceum wyglądało na nowoczesne, teren był zamknięty więc zwiedzić jej nie mogłam. Przynajmniej wiem gdzie jest i jak do niej dość. Ciekawe czy Evan ma auto w końcu mają garaż, nie żebym nie lubiła chodzić. Miły spacerek jest przyjemny, ale za dużo dziwactw jest w tym mieście. I ci ludzie z dwu kolorowymi oczami. Będę musiała uważać na swoich współlokatorów, nagle powiał zimny a wręcz lodowaty wiatr. Obejrzałam się i przez ułamek sekundy widział dziewczynę ze snu. Znikła jak tylko mrugnęłam, zaczynam świrować. Nie dość, że w snach mnie nawiedza to jeszcze na jawie. Lepiej będę wracać trochę zgłodniałam, niby mogłabym pójść do restauracji. Ale bałam się, że tam spotka mnie coś dziwnego. Ruszyłam powrotem na rynek, było wcześnie, a mój żołądek dawał o sobie znać. Do dziwne zawsze jabłko wystarczało mi do trzeciej. A nie było nawet drugiej, rozejrzałam się wokoło, były trzy restauracje. Do której pójść coś zjeść? Kręciłam się w kółko aż zaczęło mi się kręcić w głowie wpadłam na kogoś, odbiłam się i wylądowałam na nagrzanym chodniku. Zamknęłam oczy by przestało mi się kręcić w głowie.
- Nic ci nie jest? – zapytał jakiś męski głos, otworzyłam oczy.
To był jakiś chłopak brązowe włosy krótkie, zielone oczy były normalne bez żadnych czerwonych dodatków. Podał mi dłoń, chwyciłam ją podniósł mnie z ziemi jednym silnym pociągnięciem w górę. Puściłam jego dłoń, uśmiechnął się uwodzicielsko. Był przystojny, opalony i potężny, czułam się przy nim taka malutka, a nie był ode mnie wyższy no może parę centymetrów.
- Nic mi nie jest, dzięki – uśmiechnęłam się.
- Jestem Jamar, jesteś nowa w mieście?
- Tak, jestem Mae.
- Mało mamy tu przejezdnych – wciąż sie uśmiechał jego uśmiech był cudowny. Odlatywałam, weź się w garść!
- Nie jestem przejazdem – poprawiłam go.
- Nie?
- Nie, będę tu chodzić do szkoły, wynajęłam pokój w domu Faronów.
- Oł… - jego wyraz twarzy zmienił się, zmartwił się.
- Coś nie tak?
- Oni… cóż… nie mieszkał bym tam na twoim miejscu… oni są niebezpieczni…
- Niebezpieczni, są dziwni ale niebezpieczni nie sądzę, zresztą umiem o siebie zadbać – wzruszyłam ramionami.
- Raczej byś nie dała rady – odparł poważnie.
- Nie rozumiem.
- Powiedzmy, że oni są nie z tego świata – mówił poważnie, poczułam coś dziwnego „Mae” ktoś mnie wołał. Odwróciłam się i rozejrzałam nikogo nie widziałam.
- Wszystko w porządku? – zapytał Jamar. „Mae, choć do mnie” znowu kto to?
Bez namysłu zaczęłam biec w stronę głosu który mnie wołał, za sobą słyszałam głos Jamara. Zignorowałam go biegłam wzdłuż ulic, prze niewielki park, w końcu przebiegłam przez kamienny most. Minęłam dom Faronów i stanęłam przed ścieżką do lasu. „Mae, choć do mnie, podejdź” nie ruszyłam się z miejsca, patrzyłam tylko w ciemną ścianę lasu. Widziałam tam dwa ruchome punkciki. Krwista czerwień czemu o tym pomyślałam, co się ze mną działo. Paraliż nie to nie to ten mrok on mnie hamował, nie pozwalał iść dalej choć ktoś mnie wołał. Chciałam tam pójść, ale nie mogłam się ruszyć, za sobą usłyszałam znajomy głos „mrok powie ci prawdę jest twoja mocą”. Odwróciłam się dziewczyna ze snu, stała przede mną i patrzyła na mnie.
- Mrok… - szepnęłam, zamknęłam oczy gdy je otworzyłam jej już nie było.
Spojrzałam na las, coś tam było tak jak w moim śnie. Ktoś tam żył, ale mrok bronił tam iść jakby czaiło się tam coś złego. Moje spojrzenie skupiło się na czerwonych punkcikach, które się nie ruszały. Wywiercały we mnie dziurę, stałam nie ruchomo miałam wrażenie, że ktoś chucha na mój kark i dotyka go zimnym językiem. Choć nikt przed mną nie stał, nic nie mogłam zrobić poczułam na skórze coś ostrego jak żyletki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna -> Obyczajowe/Psychologiczne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin