Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Pożegnalny List [B]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna -> Obyczajowe/Psychologiczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alvis
Gość



Dołączył: 04 Maj 2010
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrszawa

PostWysłany: Wto 20:38, 04 Maj 2010    Temat postu: Pożegnalny List [B]

Droga Lori

Przepraszam powinien był ci o tym powiedzieć dużo wcześniej, ale nie potrafiłem. To co się zdarzyło w moim życiu w tamte dni. Zmieniło mnie i zacząłem patrzeć inaczej na świat, to dzięki osobie, którą wtedy spotkałem. Wystarczyło parę dni spędzić z nią by zmieć wszystko co znałem. Minęło tyle lat, ale dopiero teraz zrozumiałem, że powinienem tam wrócić ten ostatni raz. Mam nadzieję, że wybaczysz mi to. Mam już 90lat spędziłem z tobą wspaniałe chwile, bardzo cię kocham, lecz nadszedł czas pożegnania. Dlatego teraz piszę to co ukrywałem przed tobą przez tyle lat.


Zdarzyło się to gdy miałem 24lata, byłem słany, piosenkarz stulecia. Kilka lat przed spotkaniem ciebie. Przyjechałem do miasta Morg by odpocząć od wszystkiego co mnie otaczało. Jednak nie udało mi się , ktoś puścił cynk prasie, że będę w tym miasteczku. Podał nawet datę i godzinę mojego pojawienia się. Tylko wysiadłem z samolotu, a prasa już pstrykała zdjęcia i zadawała pytania. Ledwo co przecisnąłem się by wydostać się z lotniska. Z jednej strony paparazzi z drugiej fani chcący autograf. Miałem dość tego, przecisnąłem się przez tłum ludzi, ale zamiast wsiąść do limuzyny wsiadłem do taksówki.
- Do miejsca w którym będzie spokój byle szybko! – krzyknąłem do kierowcy.
Szybko odpalił silnik i ruszył przed siebie. Nikt nie zauważył, że nie wsiadłem do limuzyny, taki tłum, a tego nie zauważyli. No cóż, dla nich wsiadłem do taksówki, ale wyszedłem z drugiej strony wsiadając do taksówki. Kierowca wyjechał z miasta, nie wiedziałem gdzie mnie wiezie, ale cieszyłem się, spokojem i ciszą tej podróży. Zatrzymał się przy żwirowej drodze prowadzącej do jakiegoś miasta. Droga była dla pieszych nie dla samochodów, zapłaciłem kierowcy dając duży napiwek i prośbą by nikomu nie mówił, że mnie tu przywiózł. Obiecał mi to, wysiadłem i udałem się drogą, rozkoszowałem się czystym powietrzem, ciszą, widokami łąk i pól. Spokój tego miejsca mnie ogarnął, gdybym mógł zostać w takim stanie na zawsze.
- Proszę, proszę czy to nie piosenkarz stulecia – usłyszałem za sobą dziewczęcy głos.
Odwróciłem się, przed moimi oczami stała uśmiechnięta dziewczyna, miała z 16lat. Brązowe włosy do ramion związane w warkocz, piwne oczy. Strój miała zwykły, jeansy, adidasy, czerwona bluzka na ramiączka, a w pasie związany czarny sweter. Był ciepły dzień, w końcu lato, uśmiechnąłem się znała mnie więc pewnie w tym miasteczku też mnie znają. Nici ze spokoju.
- Tak to ja – westchnąłem ciężko. Przyglądała mi się zaciekawiona i nagle zaczęła się serdecznie śmiać.
- Nikt tu pana nie zna, ja słucham od czasu do czasu pańskiej muzyki jak jestem w Morg.
- Rozumiem – uśmiechnąłem się.
Szliśmy razem do jej miasteczka Anvill, ona po nie wielkim kamiennym murku z rozłożonymi rękoma jakby szla po linie. Ja po żwirowej dróżce.
- Co taką gwiazdę jak pan sprowadza tutaj? – zapytała.
- Rick – spojrzała na mnie i się uśmiechnęła, jej uśmiech zapierał dech w piersi, był taki przyjazny i słodki.
- Phoenix – przedstawiła się.
- Ciekawe imię – stwierdziłem z uśmiechem, jak ognisty ptak, który zamienia się w popiół i rodzi się z niego na nowo – szukam jakiegoś miejsca gdzie mogę odpocząć.
- To je znalazłeś – odparła z uśmiechem i zeskoczyła z murku – witaj w Anvill – wskazała na domy do których doszliśmy.
To była wieś mała z niewielką ilością mieszkańców, podobało mi się miało swój urok. Gospodarstw były ogrodzone niewielkimi płotami, zauważyłem, że większość było tylko spalonymi ruinami, albo zabite deskami. Jednak roślinność zmieniała to miejsce w magiczne miejsce. Szliśmy drogą na niewielki dziedziniec, na którym był czyjś pomnik. Wokół niego były czerwone kwiaty, spokojne miejsce, to mało powiedziane. Ciekawe dlaczego mieszka tu tak miało osób?
- Phoenix! – ktoś zawołał ją, spojrzałem w bok w naszą stronę biegło dwóch małych bliźniaków.
Rzucili się w ramiona dziewczyny, ona się śmiała i uśmiechała. Chłopcy zauważyli mnie i spojrzeli na mnie.
- Kto to? – zapytali równo, mieli krótkie brązowe włosy i zielone oczy.
Dziewczyna z uśmiechem odeszła do mnie i wskazała dłonią.
- To jest Rick, jest tu nowy, szuka jakiegoś spokojnego miejsca.
Chłopcy uśmiechnęli się.
- To dobrze trafiłeś – krzyknęli chóralnie, podbiegli do mnie jeden złapał poją prawą dłoń drugi lewą i zaczęli mną obracać – zostanie u nas.
Zaczęło mi się kręcić w głowie, zatrzymali się więc mogłem odetchnąć.
- To nie zależy ode mnie tylko od taty – jej uśmiech był taki słodki.
- No to chodźmy do niego – odparł jeden z nich.
- Ron, ojciec nie wrócił jeszcze z lasu – spojrzała na mnie - wybacz moi bracia są dość energiczni, po lewej to Ron,a po prawej Ross – przedstawiła mi ich.
Więc ma braci też uśmiechniętych jak ona.
- To poczekamy na niego w domu – odparli chóralnie i pociągnęli mnie za sobą.
Phoenix zaśmiała się i ruszyła za nami, jej dom znajdował się na skraju wsi. Posiadłość jej ojca była otoczona wiśniowym płotem, dom był duży tak jak i stodoła i chlew. Na podwórku zauważyłem kury, biegały sobie. W małej zagrodzie była koza, słyszałem krowy, barany i świnie. Weszliśmy do domu, ja zostałem wciągnięty do niego. W holu chłopcy mnie puścili i pobiegli gdzieś, Phoenix stanęła przy mnie z uśmiechem.
- Witaj w moim domu, choć mama gotuje obiad – wskazała mi drogę do kuchni.
Kuchnia była połączona z dużym salonem, chłopcy właśnie okupowali telewizor. Przy blacie stała kobieta z krótkimi blond włosami. Kroiła coś, gdy Phoenix podeszłą do niej i coś szepnęła do ucha, spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się serdecznie, wytarła ręce i podeszła do mnie.
- Witaj jestem Polly, mama Phoenix, Rona i Rossa – podała mi dłoń.
- Jestem Rick – uścisnąłem ją i ucałowałem jak gentlemen.
Kobieta zachichotała i wróciła do krojenia, Phoenix zaprowadziła mnie do stołu. Usiadłem na krześle, ona tym czasem ustawiała talerze. Nucąc jakąś melodię, nie znałem jej, ale mi się podobała. Po paru minutach do salonu wszedł jakiś mężczyzna, był potężny to pewni jej ojciec. Wstałem i podszedłem do niego.
- Dzień dobry jestem Rick – mężczyzna przyjrzał mi się i spojrzał na córkę, ona tylko sie uśmiechnęła.
- Witaj jestem Scott, pan i władca tego miejsca – wszyscy zaczęli się śmiać, nawet on, uściskaliśmy sobie dłoń i zasiedliśmy do stołu.
Polly podała obiad, bliźniaki co chwila z czegoś chichotały jedząc swoją porcję. Phoenix uśmiechała się i rozmawiała z matką. Scott zaczął ze mną rozmawiać, już zapomniałem jak to jest być kimś zwykłym. O ile kiedykolwiek byłem zwykły. Raczej nie, urodziłem się w bogatej rodzinie, od razu zacząłem lekcje śpiewu. Moich rodziców praktycznie nie było w domu, skupiłem się na muzyce by osiągnąć swoje marzenie i zaśpiewać oraz napisać wspaniałą piosenkę dla mojej ukochanej. Jeśli jakąś będę miał, jednak moi rodzice chcieli bym podzielił się moją muzyką ze światem. Więc tak zrobiłem i teraz tego żałuje.
- Więc jesteś piosenkarzem stulecia, który ma dość tłoku wokół siebie? – zapytał Scott.
- Tak, chcę trochę odetchnąć – a może chodzi o coś więcej.
- Tato, może zostać u nas, by zaznać trochę spokoju? – zapytała Phoenix.
Scott przyjrzał się córce, uśmiechała się do niego w jej oczach było coś czego nie rozumiałem.
- Oczywiście, że może zostać – odparł i odniósł do kuchni swój talerz/
- Hurra! – krzyknęły bliźniaki.
Polly uśmiechnęła się i pogoniła chłopców by sprzątnęli swoje talerze. Phoenix wzięła swój i mój, zaniosła do kuchni i zmyła. Zaprowadziła mnie do jednego pokoju na piętrze, w którym miałem spać. Nie był wielki i miał wszystko co potrzeba, łóżko nie takie wielkie jak w luksusowych hotelach. Komodę, biurko oraz łazienkę, miałem ze sobą tylko torbę sportową reszt mojego bagażu jest pewnie w hotelu w Morg. Ale co tam mam tu co mi potrzeba do życia. Położyłem torbę na podłodze przy łóżku.
- Jutro pokażę ci jak spędzamy tu dzień, więc się wyśpij wcześnie wstajemy – uśmiechneła się radośnie i wyszła.
Posłuchałem jej i położyłem się wcześniej, łóżko było miękkie i przyjemne, zasnąłem natychmiast. Rano czułem się wypoczęty, słyszałem pukanie do drzwi zignorowałem je chciałem jeszcze trochę poleżeć w łóżku. Jednak nie poleżałem bo bliźniaki wparowały do środka.
- Pora... – zaczął Ron.
- ...wstać – dokończył Ross.
Razem wskoczyli na łózko z uśmiechami na twarzy.
- Chłopaki tak nie wolno – do pokoju weszła Phoenix, lekko się uśmiechała.
- Pukaliśmy – odparli chórem.
- A pozwolono wam wejść?
- Eee...nie – odpowiedzieli niewinnie.
- Wypad – posłuchali natychmiast, zeszli z łóżka i wybiegli za drzwi – jeśli chcesz możesz jeszcze pospać.
- Nie trzeba jestem wyspany – odparłem i zerknąłem na zegarek, 6 rano! Jak to możliwe że jestem o tej porze wyspany. Nigdy nie byłem, a zdarzało eis, że musiałem o tej godzinie wstać.
- Nie dowierzasz, że jest tak wcześnie? – zapytała odnosząc jedną brew do góry.
- Nie dowierzam, że jestem wyspany – odparłem z uśmiechem.
Phoenix wyszła z pokoju, udałem się do łazienki umyłem się i ubrałem. Zszedłem na dół, gdzie Polly szykowała śniadanie, córka jak zawsze jej pomagała. Scotta już nie było. A bliźniaki nie spokojnie wierciły się na krzesłach. Usiadłem na swoim miejscu, o nic nie pytając. Dziewczyny podały śniadanie, które zjadłem ze smakiem. Smakowało mi jak nigdy, zwykłe jedzenie, lepsze od tego najdroższego. Po śniadaniu Phoenix zaprowadziła mnie do kurnika obok niego było chyba jakieś pomieszczenie gospodarcze w którym wszystko trzymano. Wyjęła jakiś płaski kubeł, czy miskę i wsypała do niego ziarno. Podniosła je i odwróciła się w moją stronę.
- Otwórz kurnik – poleciła mi, zrobiłem co kazała, z niego wybiegły kury.
Phoenix stanęła przed kurnikiem i zaczęła z gracią rozrzucać ziarno robiła to z uśmiechem na twarzy. Lubiła to co robi, a nawet kochała, uśmiechnąłem się i wyjąłem aparat z kieszeni i zacząłem robić jej zdjęcia, co ją tylko rozbawiło. W pewnym momencie podeszła do mnie i zabrała mi aparat, podając miskę z ziarnem.
- Teraz ty – powiedziała z uśmiechem. Wziąłem od niej miskę i zacząłem nie pewnie rozrzucać ziarno. Kury biegały wokół mnie, po moich nogach.
Phoenix robiła mi zdjęcia i się śmiała, nie wiem czemu, może wyglądało to tak jakbym bał się kur. Po chwili zacząłem robić to jak ona z rozbawienie i uśmiechem. Ale chyba kogutowi to się nie podobało bo mnie dziobnął w kolano. Robiąc dziurę i powodując krwotok, Phoenix przerwała pstrykanie zdjęć i opatrzyła niewielką rankę. Gdy skończyła uśmiechnęła się i odłożyła miskę.
- Jesteś zawsze przygotowana na rany kute – zapytałem żartobliwe.
Zachichotała i zaprowadziła mnie do zagrody z kozłem.
- Owszem, Ron, Ross! – krzyknęła na braci którzy uciekali przed kozłem – nakarmiliście go?!
- Nie zdążyliśmy! – krzyknęli równo i wspięli się na drzewo.
Phoenix pokręciła głową, przeszła przez płot i zajrzała do jakiegoś pomieszczenia. Wyjęła jakąś miskę z jedzeniem i postawiła przy drzewie. Zagwizdała na kozła, który ruszył w jej stronę, ona nie ruszyła się z miejsca. Kozioł minął ją i zaczął jeść jedzenie z miski. Bliźniaki zeszły z drzewa i podbiegli do niej, cała trójka śmiejąc się podeszła do mnie. Przeszli przez płotek przyglądałem się im z uśmiechem.
- Dzień jak co dzień – palnąłem. Spojrzeli na mnie i zaczęli się śmiać jeszcze głośniej.
- Coś w tym jest – odparła Phoenix z uśmiechem.
Nie wiem, ale może ten jej uśmiech tak działał na mnie kojąco może to miejsce. Ruszyłem za nimi do chlewu, tam pokazali mi jak doi się krowy. Na początku mi nie wychodziło, Phoenix kierując moje dłonie dokładnie pokazała jak to robić. Jej dotyk był taki...ciepły. W końcu udało mi się wydoić krowę samemu. Zauważyłem, że bliźniaki dorwały się do aparatu i mi pstrykały zdjęcia oraz Phoenix. Jak mi pokazuje i jak sama doi z uśmiechem na twarzy. Gdy skończyliśmy z krowami, poszliśmy nakarmić świnie. Mieli jedną dużą i parę małych, pomogłem bliźniakom wsypać ich jedzenie. Phoenix pstryknęła nam zdjęcie, potem poszliśmy na obiad, Polly wspaniale gotowała. Dołączył do nas Scott, razem z nim zaprowadziliśmy owce na pastwisko jak i krowy. Gdy bliźniaki pilnowały zwierząt Phoenix zaprowadziła mnie do lasu.
- Jak się bawisz? – zapytała idąc przede mną.
- Musze przyznać, że świetnie, nigdy tak się nie czułem jak teraz – przyznałem.
Wspięliśmy się na szczyt wzgórza z którego było widać całą dolinę, wieś Anvill i miasto Morg. Piękny widok, pstryknąłem parę fotek na pamiątkę. Spojrzałem na Phoenix, może mi się zdawało ale ona chyba płakała.
- Phoenix...
- Tak – spojrzała na mnie z uśmiechem, na jej twarzy nie było widać smutku ani w jej oczach.
- Nie ważne, to miejsce jest niesamowite – uśmiechnąłem się, usiadłem na dużym kamieniu. Ona siedziała na drugim.
- Masz jakieś marzenie? – zapytała patrząc powoli zachodzące słonce. Na dole widziałem jak zwierzęta są prowadzone do chlewu.
- Mam takie jedno, ale jakoś nie mogę go spełnić.
- Czemu?
- Nie znalazłem jeszcze tej jedynej osoby – odparłem i schowałem aparat.
- Mówisz o swojej miłości?
- Tak, moim marzeniem jest zaśpiewanie i napisanie wspanialej piosenki dla mojej ukochanej – posmutniałem – a ty masz jakieś marzenie?
Milczała.
- Moje marzenie? – wstała i podeszła na krawędź wzgórza, teraz to były łzy wiatr zawiał i jedna kropla zderzyła się z moim policzkiem – nie mam marzeń, phoenix ognisty ptak zmieniający się w popiół i z niego rodzący na nowo – to brzmiało jak zaklęcie – wracajmy – odwróciła się z uśmiechem. Dopiero teraz zauważyłem, że w jej oczach była ta dolina jej spokój i dobroć.
Wróciliśmy do domu, spędziłem wspaniały tydzień w ich domu, pomagałem i cieszyłem się każda czynnością. Lecz wiecznie nie mogłem tu być, będę tęsknic za tym miejscem. Jej rodziców i bliźniaki pożegnałem w domu, razem z Phoenix szliśmy żwirową dróżką. Ona nuciła to swoją melodię a ja milczałem. Taksówka już czekała na końcu drogi.
- Czyli do pożegnanie?
- Nie odwiedzisz nas już?
- Na pewno odwiedzę – odparłem pospiesznie, uśmiechnęła się.
- Obiecujesz?
- Obiecuje – uściskałem ją i wsiadłem do taksówki, kierowcy powiedziałem, że ma mnie zawieść do hotelu w Morg. Dziewczyna machała mi, patrzyłem na nią dopóki nie znikła mi z oczu.
Pod hotelem na szczęście nikogo nie było, więc cichaczem wszedłem do środka. W moim pokoju już tak dobrze nie było, menażer rzucił mi się do gardła. Gdzie ja byłem? Znowu się zaczyna hałas, moje życie wróciło do normy. Czyli paparazzi, fani, koncerty, autografy. Jednak nie zapomniałem o tych pięknych dniach w Anvill. Wciąż we mnie były, po koncercie w mieście Cane rzuciłem śpiewanie publicznie. Chciałem zacząć zwykłe życie jakie jakie miała Phoenix. Oczywiście mojego menażera ten fakt załamał. Jak i moich rodziców, nie byli zadowoleni z mojej decyzji. Dlatego wyprowadziłem się z willi w której mieszkałem. Kupiłem sobie mały domek w mały miasteczku, owszem znali mnie w nim. Przez jakiś czas nie dawali mi spokoju, ale po kilku latach dali mi spokój. Wtedy spotkałem ciebie Lori, pracowałaś w restauracji jako kelnera. Zaczęliśmy chodzić na randki, aż w końcu oświadczyłem ci się. A ty się zgodziłaś, na weselu spełniłem swoje marzenie i zaśpiewałem ci wspaniałą piosenkę napisaną przeze mnie. Melodie właśnie Phoenix nuciła, dzięki niej ją napisałem.

Mieliśmy wspaniałe życie, spokojne w pięknym miejscu, nasze dzieci też. Szkoda tylko, ze wyjechały, ale wiem, że są szczęśliwe. Będą u Phoenix nauczyłem się cieszyć małymi rzeczni tymi zwykłymi. Na które zazwyczaj nie zwraca się uwagi. U niej znalazłem tą część siebie, której nie miałem rodząc się w bogatej rodzinie. W wieku 30lat chciałem ją odwiedzić, ale przeczytałem w gazecie, że została zamordowana w drodze do domu. Na tej żwirowej dróżce, na której ją poznałem. Pojechałem na jej pogrzeb, przepraszam, że skłamałem mówiąc, że jadę do rodziny. Bałem się, że będziesz zazdrosna, choć Phoenix nie była moją miłością, raczej przyjaciółką lub siostrą której nie miałem. Jej rodzice po pogrzebie wyprowadzili się razem z bliźniakami. Dwa lata później dowiedziałem się o pożarze, błyskawica uderzyła w jej były dom, cały spłonął. Zostały mi tylko po niej zdjęcia, które ci zostawiłem, byś ją poznała.
Mój czas dobiegł końca, dzielą mnie od śmierci godziny. Chcę tam odejść, nie chcę jednak patrzeć jak płaczesz po mnie.
Żegnaj Lori moja jedyna miłość! Żebyś była szczęśliwa po moim odejściu!


Twój Rick

Szedłem powoli podparty laską po znajomej mi żwirowej dróżce. Wśród znanych mi domów które teraz są puste lub spalone. Wieś Anvill już nie ma, wymarło, ludzie albo umarli albo wyjechali. Doszedłem do znajomego mi miejsca do ruin jej domu. Uśmiechnąłem się, zamknąłem oczy i wspominałem spędzone w nim chwile. Ruszyłem w stronę lasu, wspiąłem się na wzgórze, na szczycie ku mojemu zdziwieniu. Na jednym z dwóch dużych kamieni siedziała jakaś osoba. Odwróciła się do mnie i uśmiechnęła.
- Witaj znowu - uśmiechnęłam się, przed mną stała uśmiechnięta jak zawsze tak samo młoda Phoenix. Czyżby umysł płatał mi figle, podeszła do mnie i pomogła dojść do kamieni. Była prawdziwa jej dotyk był ciepły. Usiadłem na kamieniu, od stanęła na krawędzi.
- Kłamałam Rick – odwróciła się i zaczęła płakać – miałam marznie i ty je spełniłeś.
- Nie rozumiem – szepnąłem i kaszlnąłem – przecież ty nie żyjesz – uśmiechnęła się serdecznie.
- Ognisty ptak zamieniający się w popiół i rodzący się z niego na nowo – odparła, nadal nie rozumiałem – drogi Ricku, ja jestem ognistym ptakiem, który zabity rodzi się na nowo, w tym samym wieku, nie starzejący się.
Patrzyłem na nią, nie wyglądała jak ognisty ptak, ale skoro żyje to znaczy, że tak musi być.
- Jakie było twoje marzenie?
- Każdy z tego miasteczka odchodził i nigdy nie wracał nawet gdy obiecał, chciałam by ktoś któregoś dnia wrócił, dotrzymał słowa – uśmiechnęła się.
Też się uśmiechnąłem, oboje spełniliśmy swoje marzenia, zsunąłem się z kamienia na trawę. Podeszła do mnie i szepnęła do ucha „Dziękuję, spójrz na mnie ostatni raz”. I patrzyłem jak z pleców wyrastają jej czerwone skrzydła. Moje oczy zaczęły się zamykać, serce spowalniać. Widziałem jak zmienia się w ogień i znika. Przypomniał mi się pomnik z tego miasteczka przedstawiał ptaka, phoenixa. Uśmiechnąłem się i z nim odszedłem z tego świata.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
Fanatyk



Dołączył: 03 Lip 2009
Posty: 1071
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Świat.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:38, 05 Maj 2010    Temat postu:

Wow. Inne niż wszystko, to na pewno. Na pewno zbiło mnie z tropu na kilka drobnych minut. Przedstawienie takiej historii w taki sposób moim zdaniem jest świetnym pomysłem. Nie doszukiwałam się błędów, nie chciało mi się szczerze mówiąc, ale wiedz, że to jest dobre dzieło. Pisz dalej!
Ave Wena,
Sunny.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blueberry
Fanatyk



Dołączył: 16 Lis 2009
Posty: 1068
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z owond.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:18, 06 Maj 2010    Temat postu:

Błędów od groma. Naprawdę. Okropnie zabłędzone xD
Nie, szczerze, okropnie mi się nie podoba. Nie potrafię czytać i cieszyć się czymś, czego się nie da przeczytać, bo jest pełno pozjadanych literek, brak przecinków, masa wyrażeń potocznych i błędów stylistyczno-językowych. Po prostu nie.
Mam w zwyczaju drukować każde opo które czytam, wydrukowałam te Twoje 4 strony, i ledwo przeczytałam i poprawiłam te dwie strony. Słuchaj, będę szczerai bezpośrednia. Potrzebujesz bety. Nie powinieneś jak na razie publikować niczego niezbetowanego, masz trochę za słaby warsztat. Jak ktoś Ci poprawi, wtedy proszę bardzo, publikuj, ale z takimi blędami, no cóż, mi by było troszkę wstyd. Fabuła też mi się nie podoba, no ale w sumie nie przeczytałam nawet do końca. Tymczasem, proszę, posłuchaj Dobrej Cioci Blue x)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blueberry dnia Czw 12:42, 06 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna -> Obyczajowe/Psychologiczne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin