Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Cello [B] Zakończone (15.08.10)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna -> Obyczajowe/Psychologiczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Scontenta
Obserwator



Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica Polskiego Złota
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:20, 04 Wrz 2009    Temat postu: Cello [B] Zakończone (15.08.10)

Moje pierwsze autorskie opowiadanie. Mam nadzieję, że przyjmiecie je równie miło jak Casus Maior. Prolog i pierwszy rozdział tutaj, reszta będzie się pojawiać na [link widoczny dla zalogowanych]. Do rozdziału 4 betowała moja kochana lilczur.

Noëlle Johanson, zakochana w muzyce od dzieciństwa, pomaga ojcu w przygotowaniach do Koncertu Zimowego w prywatnej szkole muzycznej, która kształci przyszłych wirtuozów oraz światowej sławy kompozytorów. Już podczas pierwszego spotkania zyskuje sobie sympatię uczestników koncertu, w którego gronie jest także bardzo utalentowany, a jednocześnie chłodny i nieprzyjemny Alan Hurläynen. Pomimo niechęci jaką do siebie żywią niespodziewanie ich drogi krzyżują się, kiedy odkrywają, że łączy ich miłość do wiolonczeli.



Prolog
To było jak sen. Tylko ja i Ona... i nic więcej się teraz nie liczyło.
Stawiałam kroki lekkie, nie nazbyt szybkie, by rozkoszować się tą wspólną, wspaniałą chwilą. Bo to my zwyciężyłyśmy, to my dotarłyśmy do końca, pomimo tylu trudności i przeciwności losu. Zawdzięczałyśmy to nie tylko sobie nawzajem. Było przecież wokół tylu przyjaciół, którzy wspierali, cieszyli się i upadali razem z nami.
Światła reflektorów tak bardzo ograniczające widoczność, rażąc w oczy, natarły na nas jak Światłość na zbłąkaną w otchłani duszę. Usłyszałam szum i oklaski tysięcy par rąk i wiedziałam, że to właśnie dla nich przeszłam przez to wszystko. To dla nich walczyłam, byśmy mogły się tu znaleźć. Teraz należało im podziękować.
Usiadłam na krzesełku ustawionym pośrodku sceny i zmrużyłam oczy. Ten jeden, jedyny raz musiałam otoczyć wzrokiem potężny tłum, który zebrał się tutaj specjalnie z naszego powodu. Nie dostrzegłam nikogo bliskiego mojemu sercu, ale wiedziałam, że gdzieś tam są. Czułam to. Ci, którzy nadawali sens wszystkiemu, co do tej pory osiągnęłyśmy.
On... Pamiętasz, moja droga, nasze pierwsze spotkanie? Kiedy Jego zimne spojrzenie przeszyło moje ciało na wylot? To od Niego wszystko się zaczęło. To On wskazał mi drogę.
Rozchyliłam nogi, ustawiłam Cię w gotowej pozie. Jeszcze tylko delikatny pocałunek w struny. Żebyś wiedziała, że to wszystko dla Ciebie i przez Ciebie. Bo jesteś całym moim życiem, moją drogą. Dotykam Twojej śliskiej, nieskazitelnej talii i wiem, że wszystko będzie dobrze, że się uda. Bo teraz stanowimy jedność. Ja... i Ty, moja Cello.
I padają pierwsze nuty. Ave Maria... bo od tego wszystko się zaczęło. Ave Maria... w podzięce za powierzenie mi Jego życia. Ave Maria...dla wszystkich, których kocham.


Opus 1 – Con dolore
Wellington tej zimy było naprawdę nieznośne. Pomimo wysokich, jak na styczeń, temperatur, bo było to mniej więcej osiemnaście stopni, cały czas siąpił deszcz i wiał silny wiatr, który uznany został za wizytówkę wysp. Dlatego też coraz częściej na ulicach spotykałam ludzi przyodzianych w wiosenne płaszcze i opatulonych szalikami, co było niecodziennym widokiem, zważywszy na fakt, że Nowa Zelandia leżała w strefie klimatu podzwrotnikowego.
Tego wczesnego popołudnia wybrałam się wraz z moją przyjaciółką na zakupy do pobliskiego hipermarketu. Zauważyłam, że to dość dziwne miejsce na umówione spotkanie, ale ani ja, ani Mia nie robiłyśmy z tego problemu, tym bardziej, że zakupy były nam w tym momencie bardzo do życia niezbędne.
Otóż Mia starała się skompletować prowiant, który miała zabrać ze sobą w podróż do Sydney, gdzie od października rozpoczęła studia na wydziale sztuki. Do jej wyjazdu z Wellington, gdzie przyjechała na przerwę świąteczną, pozostał jeszcze prawie tydzień czasu, ale moja roztrzepana przyjaciółka musiała takie sprawy załatwiać o wiele wcześniej, by niczego nie zapomnieć.
Podczas gdy ona starała się upchać do swojego wózka kolejne porcje zupek błyskawicznych, ja zastanawiałam się przy regałach z drugiej strony korytarza, czy kupienie składników na pizzę, takich jak mąka nie spowoduje, że, tak jak ostatnio, w kuchni włączy się alarm przeciwpożarowy i sufitowe zraszacze.
- Nie zastanawiałaś się może nad moją propozycją? – zapytała Mia, sięgając po czekoladowe budynie w proszku. Odwróciła się w tym samym momencie co ja.
Pomimo iż Mia Rouge pochodziła z bardzo dystyngowanej rodziny, bardzo ją lubiłam. Była jedyną osobą, która nie zwracała uwagi na to, ile zarabiał mój ojciec i w czym chodziłam ubrana. Miała bardzo rozbudowaną, ale nieskomplikowaną osobowość. Równie zwariowana, co pewna siebie, swoim spojrzeniem na świat urzekła mnie już w czasie naszego pierwszego spotkania. Była miła i uczynna, zawsze uśmiechnięta. We wszystkich widziała tylko dobre strony, co często dawało jej popalić, dlatego chroniłam ją przed nią samą, a raczej przed jej wrodzoną naiwnością. Często tę naiwność wykorzystywali chłopcy. Mia Rouge słynęła bowiem nie tylko z pogody ducha, ale także z piękna. Niezbyt wysoka, ale obdarowana hojnie przez naturę kobiecymi kształtami, świadomie kusiła samym wyglądem. Miała bardzo przyjemną czekoladową twarz, na której gościł niczym niezmącony spokój. Długie, czarne włosy, czesane zawsze w wymyśle fryzury sprawiały, że jej zaróżowione pudrem policzki odznaczały się jeszcze bardziej na brązowej skórze, a prawie czarne oczy hipnotyzowały blaskiem wiecznego zadowolenia. Lubiłam nazywać ją Czekoladką, a ona zdawała się to akceptować, bo nigdy nie usłyszałam słów sprzeciwu. Było to naprawdę zadziwiające, ponieważ ludzie afrykańskiego pochodzenia przeważnie nie lubili takich określeń. Mia była po prostu wspaniała i piękna.
A ja? Może i nie byłam brzydka, nie miałam chorych kompleksów na swoim punkcie, ale krytycyzmu względem siebie nie żałowałam. Nazywałam siebie Żabką, a to wszystko przez moje duże, szare oczy. Nigdy się z ich powodu nie malowałam, bo rzeczywiście wyglądałam o wiele gorzej w makijażu. Miałam za to długie, gęste rzęsy, które, o dziwo, dodawały uroku. Byłam chuda. Nie szczupła, bo taką można było nazwać Mię. Byłam po prostu chuda. Moi znajomi często śmiali się, że można policzyć wszystkie kości na moim ciele. Chyba właśnie najbardziej zazdrościłam Mii tych kobiecych kształtów, które tak bardzo przyciągały wzrok mężczyzn. No i miałam długie, brązowe włosy, które, ku mojemu niezadowoleniu, skręcały się w niesforne fale. Było z nimi sporo problemów, tak samo jak z cerą o kremowym odcieniu, która bardzo cierpiała po konfrontacjach ze słońcem.
Moje usta wygięły się w charakterystyczny dla niezadowolenia sposób, kiedy spojrzałam na lekko zmieszaną Mię.
- Tak, zastanawiałam się – odpowiedziałam na jej pytanie i spuściłam wzrok na trzymaną w prawej ręce paczkę mąki. Bez zastanowienia włożyłam ją do wózka.
- Iii? – próbowała coś ze mnie wyciągnąć, ale ja nie miałam ochoty na tę rozmowę. Prawdę mówiąc, przerabiałam ją z Mią tyle razy, że dziwiłam jej się, że nadal o to pytała.
- Mia, możemy o tym nie rozmawiać? Podjęłam decyzję już dawno – odpowiedziałam chłodno i ruszyłam na przód, pchając swój wózek. Mia pomaszerowała za mną, choć nie skończyła jeszcze pakować budyniów.
- Przepraszam Noëlle, wiem, że to dla ciebie trudne, ale ja nie mogę znieść myśli, że zrezygnowałaś ze studiów dla tego waszego sklepu. Czy to jest naprawdę ważniejsze od nauki? – próbowała zasiać we mnie ziarno niepewności, ale na nic się to zdało.
- Wiesz dobrze, że nie o sklep tu chodzi – starałam się wymigać, ale Mia była nieugięta.
- W takim razie pozwól mi zapłacić za twój rok. Kiedy będziesz w stanie, oddasz mi te pieniądze – kusiła, ale ja nie mogłam sobie na to pozwolić.
- Posłuchaj... O wiele szybciej spłacimy z ojcem zaciągnięty dług, jeśli pomogę mu poprowadzić sklep. Wiesz dobrze, że on całkowicie nie zna się na finansach. Pogrąży się jeszcze bardziej, a ja na pewno nie będę stała bezczynnie i dodatkowo pozwalała tobie na utrzymywanie moich studiów. Moja praca w Maestro to jedyna szansa, by wyciągnąć nas z długów – powiedziałam to szybko, jakby słowa te sprawiały mi ból, bo rzeczywiście sprawiały. Niczego tak nie pragnęłam, jak móc studiować i w razie gdyby ojciec zaniemógł, przejęłabym interes, ale to było teraz niemożliwe. Vinc’owi zostało jeszcze bardzo dużo do oddania bankowi, przez pożyczkę jaką zaciągnął, by odbudować nasz nieubezpieczony dom po pożarze, który miał miejsce, kiedy miałam zaledwie dziesięć lat. Ojciec zrobił to dla mnie, chciał, żebym miała prawdziwy dom. Teraz to ja musiałam mu pomóc w każdy możliwy sposób, żeby ten dom utrzymać.
- Czyli, kiedy ten koszmar się skończy, masz zamiar podjąć studia? – zapytała stanowczo, patrząc prosto w moje oczy. Wiedziała, że tam doszuka się prawdy, nawet gdyby moje usta mówiły co innego.
- Na pewno! – utwierdziłam ją i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Dlaczego się śmiejesz? – powiedziała, zbita z tropu.
- Bo cieszę się, że mam kogoś, kto się o mnie martwi. Naprawdę Mia, jesteś wspaniałą przyjaciółką – odpowiedziałam na jej pytanie i pocałowałam w ciemnoskóry policzek. – A teraz już przestań o tym myśleć. Musimy jakoś wykorzystać te kilka dni, które nam zostały – zmieniłam temat i dziękowałam Bogu, że Mia złapała przynętę, bo byłam pewna, że jeszcze chwila i się popłaczę.
- Och! Noëlle, obiecaj mi coś! – pisnęła uradowana, jakby wcześniejsza rozmowa nie miała miejsca. To była cała Mia.
- Już się boję! – odpowiedziałam, drażniąc się z nią w ten sposób, chociaż naprawdę zaczęłam się obawiać. Zazwyczaj taka reakcja Mii zapowiadała jakieś szalone wyczyny. Jakby w ogóle nie usłyszała mojej odpowiedzi, złapała mnie za obie ręce, odciągając od wózka i ponownie spojrzała mi w oczy.
- Pójdź ze mną do Incognito – poprosiła, a ja zesztywniałam. Sama myśl o tym miejscu doprowadzała mnie do białej gorączki. Była to dyskoteka w przedmieściach na ulicy rozrywki Te Aro. Techno, alkohol, seks i rozpusta – to słowa odpowiednie dla zdefiniowania Incognito. Kiedyś niestety od niego nie stroniłam, ale to opowieść na inną okazję.
- Żartujesz sobie ze mnie?! – prawie krzyknęłam. – To ostatnie miejsce, do którego bym z tobą poszła! – dopowiedziałam, kiedy Mia zrobiła minę zbitego psa.
- Proszę, to moje życzenie! – przekonywała mnie, a ja wiedziałam, że poległam.
Miałyśmy z Mią taką niepisaną zasadę, że jeśli jedna drugiej zrobi jakąś przykrość, winna musi poddać się życzeniu poszkodowanej. Niestety Mia wykorzystała właśnie życzenie, które otrzymała po tym, jak oznajmiłam jej, że nie pojadę z nią do Sydney.
- O cholera! – zdołałam wyjęczeć zwyciężona, a Mia aż podskoczyła uradowana i klasnęła w dłonie.
- Zobaczysz, będzie cudownie! Ubierzemy cię w najlepsze ciuchy, będziesz panią parkietu! – mówiła jak najęta, a ja straciłam dzisiejszy zapas dobrego humoru. Jedyne co mogłam zrobić, to wybrać datę tej małej apokalipsy.
- Jutro nie mogę, bo jestem umówiona z dyrektorem GCM’u na spotkanie, gdzie być może Vinc podpisze umowę o pracę – powiedziałam, zaglądając w swój gruby notes, który dopiero co wyciągnęłam ze skórzanej torby.
- GCM? Noëlle, ale czy to nie jest...? – zapytała podekscytowana Mia, a mnie przeszedł dreszcz.
Tak, GCM... A dokładniej Prywatna Szkoła Muzyczna im. Galicjusza Clinicjusza Mecenasa, która kształciła uzdolnionych i nieziemsko bogatych gnojków, niewiedzących nic o trudach życia. To właśnie z dyrektorem tej prestiżowej szkoły ojciec umówił się na spotkanie w sprawie podjęcia tam pracy. Nie bardzo podobał mi się ten pomysł, ale kiedy usłyszałam, ile ma wynosić jego stawka za godzinę, aż wyplułam sok, który akurat znajdował się w mojej buzi, kiedy rozmawiałam z nim kilka dni temu.
- Tak, to ta szkoła muzyczna – powiedziałam stanowczo, by Mia zrozumiała, że i o tym nie miałam ochoty rozmawiać.
- I oni chcą zatrudnić twojego ojca? – zapytała, nie dowierzając.
- To tylko umowa zlecenie. Ma zająć się organizacją Koncertu Zimowego – odpowiedziałam pospiesznie, odwracając głowę na regały z psią karmą i zaczęłam udawać, że czegoś szukam. Nie chciałam, żeby Mia znów oglądała moją smutną minę.
- Noëlle, odstaw to i popatrz na mnie – usłyszałam zatroskaną Mię. – Noëlle, przecież ty nawet nie masz psa – powiedziała i odebrała mi puszkę, odkładając ją na miejsce. Popatrzyła na mnie z żalem.
– No to nieźle cię urządzili – stwierdziła, pokazując palcem na sufit, ale ja doskonale wiedziałam, że chodzi jej o niebo. – Nie dość, że poświęcasz się dla dobra rodziny, to jeszcze musisz podjąć pracę w szkole, do której pragniesz uczęszczać, a z wiadomych przyczyn nie możesz – powiedziała, jakbym nie była w temacie własnego położenia. Dobiła mnie tym ostatecznie. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Życie nie jest fair i tyle – odpowiedziałam, próbując uspokoić głos.
- Na twoim miejscu już dawno powiedziałabym ojcu, że nie chcę pracować! - oznajmiła z bojowym nastawieniem, co w jej wykonaniu wyglądało bardzo komicznie. Była taka dziewczęca i zawsze wesoła, więc jej wybuchy złości były bardzo zabawne.
Zmarszczyłam brwi. Praca w sklepie ojca była jednym z moich ulubionych zajęć. Szczerze kochałam Maestro i nie wyobrażałam sobie, że mogłabym kiedykolwiek odwrócić się od muzyki. Naprawdę uwielbiałam wyszukiwać w sieci nowości płytowe, zamawiać je i potem sprzedawać w naszym sklepie. Płakałam nad każdą przyniesioną do ojca parą zepsutych skrzypiec, które wymagały renowacji i uwielbiałam podsłuchiwać muzyków, którym wynajmowaliśmy dźwiękoszczelne sale w podziemiach domu. Jak mogłabym z tego zrezygnować?
Wszystko co wiedziałam na temat systemów liniowych, trzydziestodwukanałowych stołach czy profesjonalnych krosownicach, zawdzięczałam mojemu ojcu, który wpajał we mnie tę wiedzę zabierając na koncerty i ucząc mnie w domu. Uwielbiałam bawić się w tych wszystkich kablach i lampach. Teraz były one dla mnie całym światem i pestką, która innych przyprawiała o drżenie.
Byłam chłopczycą, w dużej mierze przez to, że wychowywał mnie tylko mój ojciec, ale prawdę mówiąc, ani trochę mi to nie przeszkadzało. Pamiętam minę Mii, kiedy pierwszy raz na jej oczach wymieniłam i ustawiłam żarówkę o mocy tysiąca pięciuset watów. Jeśli nie macie pojęcia jaki to wyczyn, mogę wam powiedzieć, że ojciec na pewno nie powierzyłby tego zadania żadnemu z pomagierów, którzy z nim współpracują. Do wymiany żarówki o takiej mocy potrzebny jest wykwalifikowany człowiek. A ja się właśnie do tego nadawałam.
W takim razie kim był mój ojciec, żeby pozwalać swojemu dziecku na takie "zabawy"?
Otóż Vincent Johanson słynął w mieście jako doskonały konserwator instrumentów, ale przede wszystkim był dźwiękowcem i oświetleniowcem. Obsługiwał wszystkie imprezy, bale, koncerty i teatr w mieście oraz prowadził swój własny sklep muzyczny na przedmieściach, o który właśnie wykłócałam się z Mią.
- Czy ty nie uważasz, że twój tato trochę cię wykorzystuje? - pytała po raz setny, a ja przewróciłam oczami.
Mia tak naprawdę nic nie wiedziała o tym, co się działo u mnie w domu przez ostatnie miesiące. Zresztą, skąd miała to wiedzieć, jeśli cały ten czas przesiedziała w oddalonym od Wellington o dwa tysiące kilometrów Sydney?
- Mia, skończmy ten temat. Ja kocham pracować wśród muzyki i nic na to nie poradzisz. To nic, że nie dostaję za to kasy i nie mogę uczyć się w GCM’ie. Wystarczą mi moje kieszonkowe i studio w podziemiach - oznajmiłam sucho. - Zresztą, nie potrafię gotować, to chociaż popilnuję sklepu...
To była prawda. Ani ja, ani Vinc nie potrafiliśmy gotować. W naszym wykonaniu nawet grzanki mogły stać się groźną bronią jądrową. To chyba przez to byliśmy tak chudzi i stanowczo niedożywieni, a przecież uwielbialiśmy jeść.
- „Pilnowanie sklepu” to wielkie niedomówienie, Noëlle. Ty zajmujesz się tam wszystkim! Stoisz na kasie, zamawiasz i przyjmujesz towar, opłacasz rachunki i zajmujesz się tą całą papierkową robotą, sprzątasz... A teraz jeszcze ten GCM? – Pokręciła głową na znak niedowierzania. – I dostajesz za to marne grosze! – poskarżyła się, jakby to ona cierpiała z tego powodu, a nie ja. Tylko że mi to odpowiadało. Dlaczego Mia nie mogła tego przyjąć do wiadomości?
- Wystarczy, że mam możliwość grania na wiolonczeli – odpowiedziałam cicho i zajrzałam do jej prawie pełnego wózka. – Jak ty się z tym zabierzesz? – zapytałam, by ponownie odwrócić jej uwagę. Mia przypatrywała mi się z zatroskaną miną, ale kiedy posłałam jej delikatny uśmiech, poddała się. Również się uśmiechnęła i spojrzała na swoje zakupy.
- To nie wszystko, potrzebuję jeszcze naszego mydła. To bardzo dziwne, że w Australii go nie produkują, przecież oni też mają tam te kaktusy – odpowiedziała i ruszyłyśmy do działu z kosmetykami. Już więcej nie poruszyłyśmy tematu szkoły, mojej pracy w Maestro czy GCM’u, za co byłam Mii bardzo wdzięczna.
*
Dasz radę Noëlle, jeszcze tylko troszkę!, dopingowałam samą siebie i w końcu po czterech przecznicach, które pokonałam obładowana zakupami, stanęłam przed wielkim budynkiem znajdującym się w szeregu kamienic. Plułam sobie w brodę, że nie pojechałam na spotkanie z Mią moim ulubionym rowerem.
Cały dwupoziomowy lokal należał do nas, a czerwona wyblakła farba, którą był pomalowany, zdzierała się w wielu miejscach, pamiętając czasy swojej świetności, kiedy to ozdabiała kwaterę główną miejskiej straży pożarnej. Ojciec wykupił go tuż po moich narodzinach i przerobił na bardzo użyteczne połączenie mieszkania i sklepu muzycznego.
Oczywiście wielki wjazd dla wozu strażackiego został od razu zamieniony na potężną, szklaną ścianę, która stała się oknem wystawowym sklepu z płytami i sprzętem muzycznym. Drzwi, które wstawiono zaraz koło szyby, były nie tylko wejściem do Maestro, ale również do mieszkania, które zajmowałam z tatą na piętrze i do którego prowadziły bardzo stare, drewniane schody umiejscowione blisko kasy.
Powoli przeszłam przez drzwi, które kochany Vinc zostawił dla mnie otwarte i wyciągając klucze z kieszeni, jednocześnie zapaliłam światło, ponieważ wyszukanie odpowiedniego klucza zajęłoby mi wieczność w tych egipskich ciemnościach.
Tego właśnie nie lubiłam w Wellington. Słońce górowało na niebie stanowczo za krótko, choć o tej porze roku i tak siedem godzin był to najdłuższy okres w ciągu roku.
Momentalnie zmrużyłam oczy, bo duża dawka światła nieco mnie oślepiła. Rozejrzałam się po pomieszczeniu sklepowym i uśmiechnęłam. To miejsce kochałam najbardziej na świecie.
Zaraz po mojej prawej stronie znajdowała się potężna lada, za którą przeważnie stałam w nudne popołudnia. Znajdowały się tam wszystkie potrzebne rzeczy do obsługi klientów i prowadzenia sklepu, czyli wszelkiego rodzaju komputery, faksy, telefony, kasy fiskalne, stanowisko do pakowania zakupu jako prezent, jeśli klient sobie tego życzył, a także półki z różnego rodzaju specyfikami do polerowania, czyszczenia i woskowania instrumentów. Dalej, jak już wspomniałam, znajdowały się potężne sosnowe schody, które prowadziły do części mieszkalnej na górę, jak i do podziemi Maestro.
Za to po mojej lewej ręce ustawione zostały nowoczesne półki z – zaczynając od najbliżej położonych – magazynami i książkami związanymi tylko i wyłącznie z muzyką, instrumentami, sprzętem grającym i biografiami znanych muzyków. Następnie, ułożone w porządku alfabetycznym, tysiące płyt, albumów studyjnych, koncertówek i singli wykonawców wszelakich upodobań muzycznych, od klasyki po death metal.
Dalszą część sklepu zajmowały stojaki z najróżniejszymi instrumentami. Były wśród nich perkusje, gitary basowe, elektryczne, akustyczne i klasyczne, pianina, keyboardy, skrzypce, flety, klarnety, kontrabasy i wiele, wiele innych. Wszystko to łącznie z kącikiem, gdzie ojciec zajmował się odrestaurowaniem zepsutych i starych instrumentów, zajmowało powierzchnię prawie dwustu metrów kwadratowych, nie licząc oczywiście góry i piwnic.
Obrzuciłam jeszcze raz wszystkie te rzeczy wzrokiem, próbując dopatrzeć się jakichś zaniedbań, ale na szczęście wszystko było w jak najlepszym porządku. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i opuściłam rolety z wydrukowanym napisem: „Zamknięte”. Zgasiłam światło i po omacku weszłam po skrzypiących schodach.
Na ich szczycie zauważyłam sylwetkę ojca.
- Nareszcie! Już miałem za tobą wysłać policję – zażartował, a ja zauważyłam, że w ręku trzymał bardzo niebezpieczną rzecz. Oboje nie mieliśmy pojęcia o gotowaniu, a Vinc wymachiwał przede mną drewnianą, kuchenną łopatką, kiedy ściągałam w przedpokoju kurtkę i przemoczone od deszczu buty.
- Spóźniłam się tylko pięć minut – odpowiedziałam, nieufnie zerkając na jego lewą dłoń.
- Och, przestań Noëlle, to tylko naleśniki – oburzył się na moją niepewną minę. – Tak mi się przynajmniej wydaje... – dopowiedział, a ja już całkowicie utwierdziłam się w przekonaniu, że kolacja będzie wymagała z mojej strony dużego poświęcenia.
Uśmiechnął się do mnie przepraszająco. Uwielbiałam kiedy to robił, był wtedy taki zabawny. Jego kąciki oczu marszczyły się nieznacznie, a na policzkach pojawiały się duże dołeczki. Był bardzo zwariowanym, przystojnym trzydziestosześciolatkiem, pomimo swojej krzaczastej, krótkiej bródki i wiecznie związanych, długich, brązowych włosów, w których można było się dopatrzeć siwych pasm. Posiadał również, jak to zwykłam mówić, swoją najgroźniejszą broń, a mianowicie soczyście zielone oczy, którym nie dało się oprzeć. Ogólnie przypominał bardziej wiecznie młodego starszego brata, a nie rodziciela. Zresztą stosunki między nami właśnie takie były. Pozwalał mi nawet mówić do siebie Vinc, a nie sztywne „tato”.
Sąsiedzi postrzegali nas jako głośnych rozrabiaków, a nawet raz oskarżyli tatę o wandalizm, bo próbował ozdobić czerwoną farbę ścian Maestro graffiti i przez nieuwagę wyjechał poza obszar naszego budynku. Nic dziwnego, że policja natychmiast uwierzyła staruszkom z kamienicy obok, bo Vinc wyglądał jak prawdziwy recydywista. Jak już wspomniałam, posiadał bródkę, miał długie włosy, które wiązał czerwoną chustą, nosił długie jeansy, wiecznie wysmarowane smarem i koszule w szkockie kraty. Latem można było oglądać na przedramionach jego bogato zdobione tatuaże, a kilka lat temu zaopatrzył się w dwie pary kolczyków na uszach. Nie wyobrażałam sobie lepszego taty i pogodniejszego człowieka niż on.
- O nie! – usłyszałam jęki z kuchni – Przypaliły się! – powiadomił mnie, a moją jedyną reakcją było wzruszenie ramionami, po czym skierowałam się w stronę swojego pokoju.
Prowadził do niego długi korytarz, przez który można było dostać się do każdego pomieszczenia w mieszkaniu. Od kuchni poprzez duży salon, gabinet taty, jego pokój, sypialnie dla gości i na końcu do mojego pokoiku.
Był najmniejszym i najciemniejszym pomieszczeniem na piętrze, między innymi przez ciemnobeżowy kolor ścian. W pokoju było bardzo mało mebli. Przy oknie znajdowało się biurko, na którym stał komputer i stosy starych, szkolnych książek. Po prawej stała potężna szafa, która mieściła moją całą garderobę i tuż obok niej komoda, na której poustawiałam ramki ze zdjęciami taty, Mii i mamy – trzech najbliższych mojemu sercu osób. Za to po lewej, podsunięte pod ścianę, stało moje ukochane łoże małżeńskie, które kiedyś należało do rodziców, a którego nie pozwoliłam Vinc'owi wyrzucić podczas remontu. Wzięłam je do siebie i otoczyłam opieką, by tacie nie przeszło przez myśl pozbyć się go, gdy zrobi się stare i skrzypiące. Zaraz przy łóżku stała ostatnia część umeblowania, a mianowicie czarny, skórzany fotel, który dostałam na któreś z kolei urodziny. Bardzo lubiłam przesiadywać na nim w zimowe wieczory, pić herbatę i czytać książki. Było to bardzo przyjemne i odprężające.
Westchnęłam i rzuciłam się na łóżko, tonąc w wyłożonych na nim poduszkach. Przytuliłam się do jednej i zastygłam w bezruchu. Byłam wykończona wcześniejszym maratonem z zakupami.
- Noëll? – usłyszałam bliski bas ojca i podniosłam głowę. – Będziesz jadła? – zapytał, ponawiając swój niewinny uśmiech, a ja stęknęłam.
- A czy te naleśniki nadają się do zjedzenia? – Chciałam się upewnić i gdy poczułam jak Vinc łaskocze mnie w stopy, od razu wstałam i pomaszerowałam do kuchni, bo wiedziałam, że bitwa na łaskotki zawsze kończy się moim błaganiem o litość.
Szczerze mówiąc, nie lubiłam kuchni. Była to ta część mieszkania, którą odwiedzałam raczej z konieczności niż z czystej chęci. Nie miałam pojęcia, czym to było spowodowane, ale zawsze w żartach obwiniałam za to zdolności kulinarne taty.
Wkrótce po wkroczeniu do pomieszczenia wypełnionego zapachem spalenizny, bez słowa usiadłam przy kuchennej wyspie na barowych stołkach, które miały zastępować jadalnię, i spojrzałam z udawanym przerażeniem na swój talerz. Vinc stał tuż za mną.
Niestety nie mogłam tak po prostu wyrzucić zawartości swojego talerza do kosza, bo po pierwsze, uraziłoby to uczucia taty, a po drugie: nie miałabym dogodnych warunków na rozpoczęcie rozmowy, którą musiałam dzisiejszego wieczora podjąć.
- Powiedz mi, co to się stało, że miałeś czas przygotować tę... – tu zawahałam się przez chwilę, spoglądając teatralnie na talerz - ... kolację?
Vinc nie był zadowolony z mojej kpiarskiej gry, ale po chwili westchnął, co oznaczało, że od teraz będzie rozmawiał ze mną poważnie.
- Zakończyłem rozstawianie sceny za miastem dla burmistrza trochę wcześniej i postanowiłem uczcić pewną okoliczność, ale widzę, że wolisz się wyśmiewać z moich wypieków, niż cieszyć się razem ze mną – skomentował moje wcześniejsze zachowanie. Ja także postanowiłam być już poważna.
- Tato, naprawdę się cieszę, że zrobiłeś dla mnie te naleśniki. Jest mi bardzo miło – podziękowałam z całego serca i odkroiłam kawałek placka polanego syropem klonowym. Z pewną obawą, której jednak nie dałam po sobie poznać, włożyłam go do ust i przegryzłam kilka razy.
- Mmm, to wcale nie jest takie złe! – pochwaliłam chyba zbyt entuzjastycznie, by się na to nabrał, więc natychmiast przeszłam do drugiej części jego wypowiedzi. – A co to za sprawa, którą świętujemy? – zapytałam z nutką zaciekawienia w głosie. Znając mojego ojca, mogłoby być to wszystko, od niespodziewanej śmierci szczekliwego psa sąsiadki, po wygraną na loterii.
- Jak już wspominałem wcześniej, szybciej skończyłem pracę dla burmistrza i postanowiłem wybrać się do GCM’u – rozpoczął, a mi szczęka opadła. – Czekałem, ale długo nie przychodziłaś, więc pojechałem sam – usprawiedliwił się i gdy kiwnęłam na niego spode łba, by mówił dalej, westchnął.
- Podpisałem z nim umowę na pół roku! – oznajmił, rozkładając ręce w triumfującym geście.
- O matko! Naprawdę?! – zapiszczałam, podrywając się ze stołka. – To wspaniale!
Prawdę mówiąc, moje uczucia były bardzo mieszane. Z jednej strony bardzo cieszyłam się z tak znaczącej w karierze ojca pracy, że w taki sposób spędzę z nim więcej czasu i nauczę się czegoś nowego, pracując wśród ekipy oświetleniowej. Ale sama myśl o tym, że musiałabym słuchać gry dzieciaków z grupy zaawansowanej bolało jak cholera. Oni mogli sobie pozwolić na uczenie się w tej prestiżowej szkole, gdzie czesne za miesiąc wynosiło pięć tysięcy euro, a ja byłam beznadziejnym samoukiem, który kochał do szaleństwa grę na wiolonczeli i próbował sam choć trochę zbliżyć się do poziomu tych bogatych dupków z Prywatnej Szkoły Muzycznej imienia Galicjusza Clinicjusza Mecenasa.
Westchnęłam głęboko nad talerzem z naleśnikami.
- No, a kto będzie pilnował sklepu? – zapytałam wymijająco, bo sama nie wiedziałam, czego chcę. Ciągnęło mnie do tej szkoły, ale perspektywa spotkania kilkudziesięciu utalentowanych, bogatych i na pewno bardzo inteligentnych osób, utwierdzała mnie w przekonaniu, żebym lepiej się tam nie pokazywała.
- Coś się wymyśli. Frank i tak zawsze zostaje po godzinach, dwie godzinki go nie zbawią – zaczął się głośno zastanawiać.
- Może i masz rację... – zgodziłam się wstępnie.
Wstałam od stołu i zbierając naczynia, próbowałam zwalczyć w sobie ochotę do głośnego krzyku. Już dawno nie miałam okazji do bycia aż tak rozdartą pomiędzy „chcę”, a „nie chcę”. Chcę zobaczyć ten przepiękny budynek. Chcę zobaczyć ich wielką salę koncertową. Chcę nauczyć się czegoś więcej. Nie chcę widzieć tych bogatych gnojków. Nie chcę słyszeć ich doskonałej muzyki, która potwierdzi, że jestem na tym polu beznadziejna. Nie chcę poczuć się jak ktoś gorszy, pomimo iż byłam właśnie taką osobą.
- Noëlle, spokojnie, bo zaraz zedrzesz wzorek z tego talerza! – upomniał mnie ojciec i dopiero wtedy przestałam pocierać gąbką o naczynie. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, co robię. Byłam aż tak pochłonięta myślami o kolejnych kilku dniach, które można było przyrównać do mojej pokuty za grzechy. Szkoda tylko, że nie wiedziałam za jakie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Scontenta dnia Pon 10:44, 16 Sie 2010, w całości zmieniany 17 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
polly
Administrator



Dołączył: 21 Cze 2009
Posty: 90
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z piekła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:02, 08 Wrz 2009    Temat postu:

Niech cię Bóg błogosławi.

Zastanawiałam się, czy skomentować to opowiadanie tu czy na chomiku. Nie wiem, dlaczego nikt tego tu nie komentował.

Nie wiem, czy Satan pamięta, ale niedawno wspomniałam jej o tym, że zamierzasz coś takiego pisać. Wyczekiwałam Cello z niecierpliwością i nareszcie się doczekałam.

Jestem absolutnie zadowolona. Czytając CS'a byłam pod wrażeniem twojego stylu pisania. Jest taki.. (wiem, że lekki i płynny to dość popularne i żałosne określenie, ale bardzo pasuje do twojego opo. Broń boże, żebym określała Cello w ten sposób!Wink

Po tym pierwszym rozdziale wiem już, czego mam się spodziewać i jestem stuprocentowo pewna, że do niego wrócę.

Przepraszam, za tak dziwny komentarz, obiecuję, że następnym razem się poprawię. Bo musi być następny raz;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scontenta
Obserwator



Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica Polskiego Złota
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:20, 10 Wrz 2009    Temat postu:

No właśnie polly... Nikt nie chce komentować, boją się, czy co? xD Przecież ja nie gryzę Wink
Dzięki dzięki za opinię ;* Bałam się, że temat nie zaciekawi, że zrobię z tego tandetne romansidło... Cóż, wszystko przede mną Very Happy Mam nadzieję, że nie zejdę na złą drogę Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
Fanatyk



Dołączył: 03 Lip 2009
Posty: 1071
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Świat.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:56, 18 Wrz 2009    Temat postu:

Haha. Nie boję się, ale tekst tak mnie powalił na łopatki, że od kiedy pierwszy raz przeczytałam tekst, nie wiedziałam, co napisać, by prawidłowo oddać moje uczucia (czasami jest to naprawdę trudne Very Happy)
Tekst jest N I E S A M O W I T Y ! Normalnie siedziałam jak oczarowana czytając go.
napisany bardzo ładnie jeśli chodzi o stylistykę, błędów nawet nie szukałam.
Podziwiam Cię za to.

Ave Maria, Ave Wena,
porbabija, Sonea Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scontenta
Obserwator



Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica Polskiego Złota
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:24, 19 Wrz 2009    Temat postu:

No, to jak się tak podoba, to ja zapraszam na chomika mego, bo jest tam więcej tego!
Macie, bierzcie i się cieszcie! Całe 7 rozdziałów Cello! Ponad 100 stron czytania!

Zapraszam na chomiczysko: [link widoczny dla zalogowanych] SmileSmile !!!

Pozdrawiam Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
Fanatyk



Dołączył: 03 Lip 2009
Posty: 1071
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Świat.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:26, 20 Wrz 2009    Temat postu:

offtopic: Scontenta, skoro tak często zaglądasz, udzielaj się Very Happy Będzie z kim rozmawiać Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scontenta
Obserwator



Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica Polskiego Złota
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:22, 07 Lis 2009    Temat postu:

"- To ja poproszę Nokturn numer 3, des – dur, okej? – zaproponowałam.
- Mmm… Dream of Love? Uwielbiam ten utwór. Jest jak nadzieja na idealnego mężczyznę! – westchnęła, a potem obie zachichotałyśmy.
Jeszcze nigdy nie usłyszałam takiego komentarza do Fantazji Miłosnej Liszta. Jednak coś w tym było, bo kiedy Lisa zaczęła grać, rozpłynęłam się na poduszkach. Położyłam się na sofie, zdejmując wcześniej adidasy i przymknęłam oczy, by lepiej wczuć się w melodię, która uderzała w serce, jak miłość od pierwszego wejrzenia. Kto jak kto, ale Liszt potrafił omamiać kobiety nie tylko wyglądem, ale również grą. Gdyby któryś chłopiec chciał wyznać co do mnie czuje poprzez zagrany utwór, na pewno nie miałabym wątpliwości co do jego uczuć, gdyby zaprezentował ten nokturn.
Leżałam na sofie, gładząc swoje włosy w błogostanie jaki dała mi muzyka i wygodny mebel. I wtedy przypomniały mi się pewne słowa:
- Jest niezwykle wysoki i szczupły – mówiłam, modelując głos na arystokratyczną damę, pełną pewności swojej ponętności – o twarzy bladej i szafirowych oczach rzucających błyski tak nagłe, jak fale ognia… Zamiast stąpać po ziemi, on sunie po scenie jak duch…
Lisa odwróciła głowę w moją stronę, ale nie przestała grać. Uśmiechała się tylko tajemniczo.
- Mówisz o Alanie? – zapytała, a ja prawie zleciałam z sofy. Aż się zakrztusiłam własną śliną."

Zapraszam na ROZDZIAŁ 9 pod tytułem ANIMATO !!!
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
apokaliz500
Stały Bywalec



Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 250
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Shadow Realm
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:35, 03 Mar 2010    Temat postu:

szczerze to jakoś tak w porównaniu do Tryla to mało mnie wciągnął pierwszy rozdział, ma na myśli, że to ja musiałem włożyć w wysiłek w odbiór dzieła, czego się nie spodziewałem po przeczytaniu Tryla, nałożyło się też to, że ze szkoły wracam padnięty i myślę, że nie udało mi się odebrać tego tak bardzo, jakbyś tego chciała, co nie zmienia faktu, ze historia mi się całkiem podoba, taka niekompletna i szczęśliwa rodzinka to nieśmiertelny motyw, a realia są dość oryginalne, nie mówiąc już o samej Mii, która mnie na prawdę zainteresowała

kiedyś wejdę na Chomika i przeczytam dalsze rozdziały, ale na razie są jeszcze inni na tym forum, których chciałbym odwiedzić plus czytam jeszcze w innych miejscach, więc proszę o cierpliwość


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scontenta
Obserwator



Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica Polskiego Złota
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:14, 13 Mar 2010    Temat postu:

Apokalitz, myślę, że nie powinieneś tego czytać, bo to istne romansidło. No, chyba, że lubisz takie czytać Very HappyVery HappyVery Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
apokaliz500
Stały Bywalec



Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 250
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Shadow Realm
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:10, 21 Mar 2010    Temat postu:

tak w sumie to ja nie mam nic do romansideł, o ile nie są płytkie albo nie są emowatymi gniotami jak Romeo i JuliaxD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blueberry
Fanatyk



Dołączył: 16 Lis 2009
Posty: 1068
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z owond.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:06, 06 Maj 2010    Temat postu:

Dopiero zabieram sie do czytania, masz za dużo pozytywnych opini, więc bój się, będę szukać błędów z lupą ]:->

/po przeczytaniu:/
Zacznę od kilku znalezionych drobiazgów:
Cytat:
. Pomimo wysokich, jak na styczeń, temperatur, bo było to mniej więcej osiemnaście stopni, cały czas siąpił deszcz i wiał silny wiatr, który uznany został za wizytówkę wysp. Dlatego też coraz częściej na ulicach spotykałam ludzi przyodzianych w wiosenne płaszcze i opatulonych szalikami, co było niecodziennym widokiem, zważywszy na fakt, że Nowa Zelandia leżała w strefie klimatu podzwrotnikowego.

Zastanawiam się nad tą kropką. Czy ona tu pasuje? Czy nie lepiej przecinek? Choć jeśli zrobi się przecinek, powstanie długaaaaaśne zdanie. Nie wiem Wink
Zaznaczony przeze mnie przecinek to też coś, co do czego nie jestem pewna. Powinien być, czy nie być? Zastanówmy się xD

Cytat:
Zauważyłam, że to dość dziwne miejsce na umówione spotkanie, ale ani ja, ani Mia nie robiłyśmy z tego problemu, tym bardziej, że zakupy były nam w tym momencie bardzo do życia niezbędne.

Kolejny "zastanawiający przecinek, co do którego nie jestem pewna" xD

Cytat:
Podczas gdy ona starała się upchać do swojego wózka kolejne porcje zupek błyskawicznych, ja zastanawiałam się przy regałach z drugiej strony korytarza, czy kupienie składników na pizzę, takich jak mąka nie spowoduje, że, tak jak ostatnio, w kuchni włączy się alarm przeciwpożarowy i sufitowe zraszacze.

Kolejny zastanawiający przecinek. Ale chyba "międzyprzecinkowe że" jest błędem xD

Cytat:
Długie, czarne włosy, czesane zawsze w wymyśle fryzury sprawiały(...)

WymyślNe

Cytat:
Niczego tak nie pragnęłam, jak móc studiować i w razie gdyby ojciec zaniemógł, (...)

Przecinek tu na pewno powinien być "i w razie, gdyby ojciec..."

Cytat:
Vinc'owi

Z dalszej części opo wiem, że ojciec zwie się Vincent, a skrót od Vincenta to Vince, nie Vinc. Tak tylko marginesowo ^ ^

Cytat:
Vinc’owi zostało jeszcze bardzo dużo do oddania bankowi, przez pożyczkę jaką zaciągnął, by odbudować nasz nieubezpieczony dom po pożarze, który miał miejsce, kiedy miałam zaledwie dziesięć lat. Ojciec zrobił to dla mnie, chciał, żebym miała prawdziwy dom. Teraz to ja musiałam mu pomóc w każdy możliwy sposób, żeby ten dom utrzymać.

Niestety. To wszystko jeden akapit. Jakieś synonimy...domostwo, chata, cztery kąty, gniazdko, mieszkanie, chałupa, hacjenda, sadyba...

Cytat:
- Bo cieszę się, że mam kogoś, kto się o mnie martwi. Naprawdę Mia, jesteś wspaniałą przyjaciółką – odpowiedziałam na jej pytanie i pocałowałam w ciemnoskóry policzek. – A teraz już przestań o tym myśleć. Musimy jakoś wykorzystać te kilka dni, które nam zostały – zmieniłam temat i dziękowałam Bogu, że Mia złapała przynętę, bo byłam pewna, że jeszcze chwila i się popłaczę.
- Och! Noëlle, obiecaj mi coś! – pisnęła uradowana, jakby wcześniejsza rozmowa nie miała miejsca. To była cała Mia.
- Już się boję! – odpowiedziałam, drażniąc się z nią w ten sposób, chociaż naprawdę zaczęłam się obawiać. Zazwyczaj taka reakcja Mii zapowiadała jakieś szalone wyczyny. Jakby w ogóle nie usłyszała mojej odpowiedzi, złapała mnie za obie ręce, odciągając od wózka i ponownie spojrzała mi w oczy.
- Pójdź ze mną do Incognito – poprosiła, a ja zesztywniałam. Sama myśl o tym miejscu doprowadzała mnie do białej gorączki. Była to dyskoteka w przedmieściach na ulicy rozrywki Te Aro. Techno, alkohol, seks i rozpusta – to słowa odpowiednie dla zdefiniowania Incognito. Kiedyś niestety od niego nie stroniłam, ale to opowieść na inną okazję.
- Żartujesz sobie ze mnie?! – prawie krzyknęłam. – To ostatnie miejsce, do którego bym z tobą poszła! – dopowiedziałam, kiedy Mia zrobiła minę zbitego psa.
- Proszę, to moje życzenie! – przekonywała mnie, a ja wiedziałam, że poległam.
Miałyśmy z Mią taką niepisaną zasadę, że jeśli jedna drugiej zrobi jakąś przykrość, winna musi poddać się życzeniu poszkodowanej. Niestety Mia wykorzystała właśnie życzenie, które otrzymała po tym, jak oznajmiłam jej, że nie pojadę z nią do Sydney.
- O cholera! – zdołałam wyjęczeć zwyciężona, a Mia aż podskoczyła uradowana i klasnęła w dłonie.
- Zobaczysz, będzie cudownie! Ubierzemy cię w najlepsze ciuchy, będziesz panią parkietu! – mówiła jak najęta, a ja straciłam dzisiejszy zapas dobrego humoru. Jedyne co mogłam zrobić, to wybrać datę tej małej apokalipsy.
- Jutro nie mogę, bo jestem umówiona z dyrektorem GCM’u na spotkanie, gdzie być może Vinc podpisze umowę o pracę – powiedziałam, zaglądając w swój gruby notes, który dopiero co wyciągnęłam ze skórzanej torby.
- GCM? Noëlle, ale czy to nie jest...? – zapytała podekscytowana Mia, a mnie przeszedł dreszcz.
Tak, GCM... A dokładniej Prywatna Szkoła Muzyczna im. Galicjusza Clinicjusza Mecenasa, która kształciła uzdolnionych i nieziemsko bogatych gnojków, niewiedzących nic o trudach życia. To właśnie z dyrektorem tej prestiżowej szkoły ojciec umówił się na spotkanie w sprawie podjęcia tam pracy. Nie bardzo podobał mi się ten pomysł, ale kiedy usłyszałam, ile ma wynosić jego stawka za godzinę, aż wyplułam sok, który akurat znajdował się w mojej buzi, kiedy rozmawiałam z nim kilka dni temu.
- Tak, to ta szkoła muzyczna – powiedziałam stanowczo, by Mia zrozumiała, że i o tym nie miałam ochoty rozmawiać.
- I oni chcą zatrudnić twojego ojca? – zapytała, nie dowierzając.
- To tylko umowa zlecenie. Ma zająć się organizacją Koncertu Zimowego – odpowiedziałam pospiesznie, odwracając głowę na regały z psią karmą i zaczęłam udawać, że czegoś szukam. Nie chciałam, żeby Mia znów oglądała moją smutną minę.
- Noëlle, odstaw to i popatrz na mnie – usłyszałam zatroskaną Mię. – Noëlle, przecież ty nawet nie masz psa – powiedziała i odebrała mi puszkę, odkładając ją na miejsce. Popatrzyła na mnie z żalem.

Wiem, że to nie jest jeden akapit ,ale tu nastąpiła kumulacja Mii xD może postaraj się obciąć ich tu parę

Cytat:
To tylko umowa zlecenie.

No to teraz tak. "Umowa-zlecenie" lub "umowa o dzieło". "Umowa zlecenie" być definitywnie nie może, pytałam się rodziców, którzy w tym siedzą

Cytat:
Dasz radę Noëlle, jeszcze tylko troszkę!, dopingowałam samą siebie (...)

Żeby ładniej wyglądało, "Dasz radę Noëlle, jeszcze tylko troszkę!," bym skursywowała.

Cytat:
Dalszą część sklepu zajmowały stojaki z najróżniejszymi instrumentami. Były wśród nich perkusje, gitary basowe, elektryczne, akustyczne i klasyczne, pianina, keyboardy, skrzypce, flety, klarnety, kontrabasy i wiele, wiele innych. Wszystko to łącznie z kącikiem, gdzie ojciec zajmował się odrestaurowaniem zepsutych i starych instrumentów, zajmowało powierzchnię prawie dwustu metrów kwadratowych, nie licząc oczywiście góry i piwnic.

Jeden akapit. Co prawda nie bije to w oczy, jak ci się chce, możesz poprawić.


Cytat:
Noell?

Nie wiem czy obcięłaś literkę, czy było to zdrobnienie - tak tylko zauważam.

Tymczasem fabuła. Powiem tylko naprawdę dobre. Gdyby inni tak pisali, to bym nie miała co robić


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scontenta
Obserwator



Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica Polskiego Złota
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:09, 07 Maj 2010    Temat postu:

Blueberry Very Happy
Dzięki za wytknięcie błędów. Jeśli chodzi o przecinki jestem baaardzo kulawa, więc musisz mi wybaczyć. Chociaż to trochę dziwne, że aż tyle tego wynalazłaś skoro moją betą była wtedy lilczur, która studiowała kupę lat przecinki, gramatykę itp (nie wiem jak się ten kierunek nazywa )
Teraz sobie tak pomyślałam, że jeśli poczytasz dalsze części na pewno się ucieszysz, bo będzie błędów coraz więcej
A jeśli chodzi o "umowę zlecenie" to ja sama pracuję w systemie "umowy na zlecenie"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blueberry
Fanatyk



Dołączył: 16 Lis 2009
Posty: 1068
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z owond.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:46, 09 Maj 2010    Temat postu:

No, "na zlecenie" też może być Tylko że tu było "umowa zlecenie", co absolutnie jest dziwne xD

Hm...filologia? Czy jakoś tak ;D

Jak będę miała życiowo więcej czasu, to chętnie zajrzę do reszty rozdziałów, i chętnie znajdę błędy ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scontenta
Obserwator



Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolica Polskiego Złota
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:48, 16 Sie 2010    Temat postu:

Takk... W końcu nadeszła ta chwila. Z przyjemnością stwierdzam, że Cello zostało ukończone. Teraz mam tylko problem co z tym fantem zrobić. Ale to już pytanie do Polly albo Satanka. Mam wrzucić cały tekst do tematu, czy linka do chomika?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blueberry
Fanatyk



Dołączył: 16 Lis 2009
Posty: 1068
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z owond.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:39, 11 Paź 2010    Temat postu:

Linki do chomików są ZŁEM.
Już gdzieś wyrażałam mój bunt xP przynajmniej ja. Jestem TU i na chomikach nie czytam NIC. O xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
Fanatyk



Dołączył: 03 Lip 2009
Posty: 1071
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Świat.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:51, 12 Paź 2010    Temat postu:

Zgadzam się, umieść całość tutaj. :}

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna -> Obyczajowe/Psychologiczne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin