Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Law vs Love [NZ] prolog + 3 chapy, jak na razie B

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna -> Fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sereey
Gość



Dołączył: 21 Cze 2009
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:31, 29 Cze 2009    Temat postu: Law vs Love [NZ] prolog + 3 chapy, jak na razie B

Wstawiam tutaj swój skromny tekst, który zapewne nie wielu osobom przypadnie do gustu. Z racji, że już napisałam 3 rozdziały i są zbetowane przez Wyjątkową, to wstawię. Może ktoś widział, bo na twilightseries to opowiadanie również się znajduje.

Jakby co, ff znajduje się również na [link widoczny dla zalogowanych]

Dla zainteresowanych, rozdział 4 jest u bety. Smile

1.
BPOV


Po wczorajszej imprezie moje włosy po przebudzeniu były w jeszcze gorszym stanie niż zazwyczaj. Bolała mnie głowa, więc wzięłam tabletkę Coffeinum. Praktycznie nigdy nie piłam alkoholu, przez co miałam słabą głowę. Nawet nie wiem, jak tego dokonałam, bo nie przypominam sobie, żebym sama coś sobie dolewała. Zapewne dowcipni studenci mieli od początku w zamiarze upicie mnie i gdy tylko na chwilę spuściłam z oczu swój kubeczek z Pepsi, dolewali do niego jakichś trunków.
Kiedy wreszcie doprowadziłam się do ładu i składu, spakowałam książki i założyłam moją ulubioną, błękitną koszulę z długim rękawem. Zostało jeszcze trochę czasu, ale naprawdę nie miałam ochoty spędzić go w domu. Powoli wyszłam na zewnątrz. Światło z taką siłą raziło w oczy, że omal mnie nie zabiło. Nie spieszyłam się, w końcu miałam jeszcze dużo czasu do rozpoczęcia zajęć.
Studiuję prawo na Harvardzie, niedaleko Bostonu. Nie mogę narzekać na złe stopnie, zazwyczaj są pozytywne, chociaż czasem udaje się złapać gorszą ocenę, ale zbytnio się tym nie przejmuję. Mieszkam sama w apartamencie kilka kilometrów od szkoły.
Gdy wreszcie dotarłam do swojej szkoły, odwiesiłam płaszcz w szatni i podążyłam w stronę klasy. Pan Vaise wskazał moje standardowe miejsce pod oknem. Potykając się o własne buty, poczłapałam do ławki. Zapowiadał się kolejny, nudny, szkolny dzień. Zazwyczaj materiał miałam opanowany o lekcję do przodu, więc nie musiałam się przejmować, że zostanie mi zadane pytanie, na które nie znałam odpowiedzi. Ale tym razem się myliłam. Do sali wszedł jakiś chłopak, mniej więcej w moim wieku, i niechętnie usiadł na krześle, które stało obok biurka wykładowcy.
- Mam nadzieję, że wszyscy już są. – Pan Vaise rozejrzał się po klasie. – Zajmiemy się sprawą tego młodzieńca. Przynajmniej na początku. Ci, którzy czymś się wykażą, będą mieli szansę uczęszczać na praktyki w jednej z bostońskich kancelarii. Miejsc jest niewiele, więc jeśli uda się, to tylko dwóm osobom.
To mogło być to. Jedyna taka szansa, abym mogła pokazać, co tak naprawdę potrafię, jednocześnie praktykując i polepszać swoje umiejętności. Musiałam to zrobić. Musiało mi się udać. Miałam zamiar być aktywna i jak najbardziej się wykazać, byleby tylko mi się udało.
- Przedstaw się, chłopcze – nakazał nauczyciel.
- Edward Cullen – rzucił od niechcenia, krzyżując ręce na karku. Ręka Jessici od razu powędrowała w górę.
- Tak panno Stanley? – udzielił jej głosu wykładowca.
- Czy to właśnie jego będziemy bronić?
Już miałam ochotę odpowiedzieć jej coś zgryźliwego, kiedy się powstrzymałam. To mogło zaszkodzić mojej przyszłej prawniczej karierze. Jeszcze bym dostała upomnienie za odzywanie się bez zezwolenia.
Cała lekcja zleciała raczej nudno. Chłopak praktycznie wcale się nie odzywał i prawie nic nie udało nam się ustalić. Na jutrzejszych zajęciach mamy to wszystko dokładniej omówić, chociaż osobiście wątpię w chęci i zaangażowanie tej osoby.
Jedyną istotną informacją, jaką udało nam się uzyskać, było to, o co Edward Cullen był oskarżony. A mianowicie, chodziło o zabójstwo jakiegoś James’a, po którym ślad zaginął. Chłopak był pierwszym podejrzanym, ponieważ od zawsze się nienawidzili, a Cullen miał za sobą nie jeden wybryk, chociaż nie aż tak poważny, jak to, o co go obecnie oskarżano. Do tego nie starał się nam w żaden sposób pomóc i uzasadnić, że to nie on się do tego przyczynił. Chociaż tak naprawdę byłam pewna, że to jednak on i nie za bardzo uśmiechało mi się bronić zabójcy. Ba, byłam nawet święcie przekonana, że to nie tylko ja tak twierdziłam. Ale musiałam, pomimo tego, jak bardzo tego nie chciałam. Jeśli mi się uda, mogę praktykować w kancelarii.
Reszta zajęć minęła szybko, przyjemnie i bez większych problemów. Gdy wreszcie się skończyły, mogłam odsapnąć i udałam się do pobliskiego sklepu po artykuły spożywcze, które były potrzebne do przygotowania zaplanowanego przeze mnie obiadu. Nigdy nie przepadałam za gotowaniem, ale odkąd mieszkam sama, musiałam o nie zadbać i to, czy je lubiłam czy nie, nie miało teraz najmniejszego znaczenia. Niby mogłam się żywić w restauracjach, czy notorycznie jeść pizzę, ale to było bez sensu. Nie przepadałam za tego typu jedzeniem. Domowe obiadki zdecydowanie były najlepsze, ale trzeba się przy nich wyjątkowo natrudzić, żeby dobrze smakowały.
Wróciłam do domu i wypakowałam produkty. Położyłam je na swoje miejsca, kiedy zadzwoniła moja komórka, z którą miałam problem jej zlokalizowania. Wreszcie znalazłam i mogłam dowiedzieć się, kto próbuje się do mnie dodzwonić. Alice, westchnęłam w duchu.
- Tak, słucham?
- Och, cześć Bello! Ominęło mnie coś dzisiaj? Źle się czułam po moich wczorajszych urodzinach, więc zrobiłam sobie dzień wolnego – zaśmiała się. – Może do mnie wpadniesz wieczorem?
- Nic szczególnego – skłamałam. Choć dla niej coś takiego, jak szansa chodzenia na praktyki była tak naprawdę niczym. Studia traktowała, niczym rozrywkę. Zapisała się na nie raczej ze względu na jej nowego chłopaka, Jaspera Hale, którego wybitnie nienawidziłam, choćby dlatego, że był młodszym bratem Rosalie Hale, jednej z najlepszych prawniczek w tym stanie. To właśnie Jasper wpłynął na Alice. Sam chodził na studia i był bardzo mądry, a ona nie chcąc być od niego głupsza i próbując mu dorównać, od niechcenia, zapisała się do tej szkoły. W liceum uczyła się bardzo dobrze, więc nie miała większych problemów z dostaniem się na Harvard. – W sumie… Mogę wpaść. I tak nie mam nic lepszego do roboty.
- W takim razie do zobaczenia u mnie o 20. I obowiązkowo zostajesz na noc, kochana. Cześć! – Rozłączyła się, zanim zaprzeczyłam. Zawsze wiedziała, jak ze mną pogrywać. Ale tak naprawdę obawiałam się tego spotkania. Zresztą jak każdego z szaloną Alice. Na pewno nie da mi zasnąć, przez co na wykładach będę nieprzytomna i jeszcze mnie wyproszą. Trzeba będzie jechać na jakichś prochach, czego cholernie nie chcę, albo na kilku litrach mocnej kawy.

EPOV


Nie wiem, dlaczego mnie do tego wszystkiego zmuszają i szczerze mówiąc, mam to gdzieś. Siedzę na tylnych siedzeniach samochodu mojego brata i słucham muzyki z iPoda. Każdy normalny człowiek starałby się jak mógł, żeby ta sprawa wyszła na jego korzyści. Odrobinę mniej normalni ludzie cieszyliby się prawdopodobnie ostatnimi chwilami wolności, łamiąc wszystkie przepisy. Ale nie ja. Ja nie jestem normalnym człowiekiem. I nie znam prawdziwego powodu. Może to przez wydarzenia z przeszłości, może to dlatego, że taki się urodziłem. Chociaż wiele osób obstawiałoby, że po prostu taki być chciałem. Odpowiedzi i przypuszczenia mogły być różne, ale nikt nie wiedział, jakie były prawidłowe. Nikt, z wyjątkiem mnie i Emmetta.
Jadę do domu, który tak naprawdę nie jest mój. Mieszkam z wujkiem, który przygarnął, z łaski swojej, mnie i mojego brata, i nigdy nie przywiązywał do nas większej wagi. Dawał nam jedynie pieniądze zawsze, kiedy ich potrzebowaliśmy. Jest dziany, co od razu po nim widać. A jak dowiedział się o mojej sprawie w sądzie, wzruszył tylko ramionami i oznajmił mi, że to mój problem, na co prychnąłem mu prosto w twarz. Czasem jego ignorancja jest naprawdę uciążliwa, bo zamiast mi pomóc, to ma to wszystko głęboko w dupie. I to właśnie przez niego nie przejmuję się tą sprawą ani nawet życiem. Robię co chcę, bo skoro on ma w dupie to, co robię, ja też mogę.
Najbardziej nie mogę uwierzyć w to, że mam być królikiem doświadczalnym studentów z Harvardu. Przecież, ku***, mogłem się nie zgodzić. Ale jednak to zrobiłem, dlaczego? Bardzo często zdarza się, że zaskakuję samego siebie. I właśnie ta sytuacja jest takim momentem. Już nie ma odwrotu, muszę się im poddać. Najbardziej swoją głupotą rozwaliła mnie dziewczyna, która na samym początku zajęć spytała, czy to właśnie moją dupę mają pilnować. Skoro tam byłem, to chyba było, ku***, jasne, że chodziło o mnie. Ale najwidoczniej dla osoby na jej poziomie nie było to aż tak łatwe i oczywiste do zrozumienia, jakim w rzeczywistości było.
Gdy wróciliśmy do domu, nawet nie powitałem swojego wujaszka i od razu poszedłem do swojego pokoju, nadal pogrążony w czarnej muzyce, pełnej przekleństw, które niekoniecznie były użyte z sensem. Ale tak to już było w rapie.
Usłyszałem wołanie z dołu, więc niechętnie zszedłem na dół. Mój brat już tam siedział.
- Mam do was prośbę – zaczął Carlisle.
- Nie masz prawa mieć do mnie jakiejkolwiek prośby – zaznaczyłem mu na wstępie. Bo jesteś dla mnie śmieciem, dodałem w duchu. Zignorował moją zgryźliwą uwagę i kontynuował.
- Poznałem kogoś. Nazywa się Esme.
- Kolejna dz***a do kolekcji? – zapytał Emmett.
- A tylko, ku***, powiesz tak o niej w jej obecności, to obiecuję ci, że tego pożałujesz. Nie jest żadną suką i chcę, żebyście byli dla niej mili. Jest dla mnie bardzo ważna.
- Skoro nie jest prostytutką i jej za to nie płacisz, to po dwóch dniach ucieknie od ciebie z krzykiem – dodałem.
- Uważaj na słowa – ostrzegł mnie Carlisle, na co prychnąłem. Nie miałem ochoty słuchać jego dalszych wywodów, więc podniosłem swój tyłek z niewygodnego stołka i z powrotem zamknąłem się w pokoju.

2.
BPOV

Wybiła godzina tortur. Stałam przed drzwiami Alice od jakichś 5 minut, cały czas zastanawiając się, czy dobrze robię. Czy może nie powinnam uciec stąd czym prędzej i powiedzieć jej jutro w szkole, że zupełnie wyleciało mi z głowy to, że miałam się z nią spotkać...? Ale zapukałam. Drzwi otworzyły się kilka sekund później i ukazała się w nich uśmiechnięta od ucha do ucha Alice. Tylko mogłam się domyślać, jakie tortury dla mnie przygotowała.
Przekroczywszy próg jej salonu, dostrzegłam rozłożone koce na drewnianej podłodze, miskę z popcornem i jakimś innym tego typu jedzeniem oraz multum płyt DVD.
- Będziemy same? – spytałam. Alice w zaprzeczeniu energicznie potrząsnęła głową. Uniosłam pytająco brew.
- Przyjdzie do nas Jasper z siostrą. – Wyszczerzyła zęby.
- Rosalie Hale? – jęknęłam.
- Nie inaczej.
Błagam, każdy tylko nie Rosalie Lilian Hale! Wiele osób mogłoby stwierdzić, że byłam zazdrosna. Trochę, może tak. Ale tutaj nie chodziło tylko o zazdrość, ale i o jej beznadziejną osobowość. Teoretycznie, bo praktycznie jej nie znałam. Ale z moich obserwacji i z tego, co opowiadali mi inni ludzie, była zakochana w sobie i miała wszystkich gdzieś. Liczyła się tylko ona i kropka. Zresztą, w ogóle była moim przeciwieństwem. Lubiana, zawsze rozchwytywana przez wszystkich. Chociaż do tej pory nie znalazła jeszcze drugiej połówki. Spławiała wszystkich chłopaków, nawet tych, za którymi każda normalna dziewczyna obejrzałaby się na ulicy.
Zaczęłam wymyślać setki wymówek, byleby tylko nie spędzić z nimi całej nocy. Nie zbyt uśmiechało mi się oglądać pieszczoty Alice i Jaspera, czy wysłuchiwać pustej i płytkiej Rosalie. Jedna rzecz skłoniła mnie do zostania. A mianowicie to, że Alice była najlepszą przyjaciółką i zarazem jedną z nielicznych osób, które ze mną rozmawiały. Nie chciałam jej stracić. Nie chciałam, aby jakaś blond włosa prawniczka zabrała mi kumpelkę.
Nie minęło pół godziny i zjawiła się reszta gości. Bliźnięta Hale wzięły ze sobą butelkę czerwonego wina i jeszcze jakiegoś innego alkoholu, którego nie byłam ciekawa. Lampka wina mi nie zaszkodzi, prawda? Zawsze doda mi odwagi do dalszej rozmowy. Bez zastanowienia zabrałam z rąk Rosalie wino i wybrałam się do kuchni Alice, żeby rozlać do kieliszków owego trunku. Musiałam wyglądać naprawdę dziwnie tak się zachowując, ale nie dbałam o to. Jakaś nieznana mi dotąd siła teraz mną kierowała i nie mogłam sobie z nią poradzić.
Weszłam z powrotem do pokoju z tacą i szklankami z winem w rękach, po czym rozdałam je każdemu z nas. Blondynka spojrzała na mnie chłodnym wzrokiem, a Jasper wydawał się być zatroskany.
Jakąś godzinę później byłam po trzech kieliszkach wina, co bardzo mi się spodobało. Czułam się na bardziej wyluzowana i nie musiałam się przejmować towarzystwem znajomych Alice. Wręcz przeciwnie. Całkiem dobrze się wśród nich czułam i nie byłam skrępowana. Potwornie rozgadana prawie nikomu nie dałam dojść do słowa.
- Jaki film obejrzymy? – Alice skierowała pytanie raczej do Rosalie i Jaspera, ale to ja się wtrąciłam.
- Może jakąś komedię? Z chęcią bym się pośmiała.
- Uh… Ok. A wy na co macie ochotę?
- Zgadzam się z Bellą – oznajmił Jasper, na co jego siostra tylko pokręciła głową. Ale była przegłosowana. Oglądaliśmy jakiś durny film, który ani trochę mnie nie śmieszył.
Jazz sięgnął po butelkę tego dziwnego alkoholu, o którym wcześniej nie słyszałam. Zresztą, zbytnio się nimi nie interesowałam. Rozlał nam do naszych kieliszków, ale tylko po trochu. Niepewnie sięgnęłam w stronę szklanki, żeby spróbować tego napoju. Powąchałam go niepewnie i szybko wlałam zawartość szklanego naczynia do swoich ust i połknęłam. Poczułam ciepło, które rozchodziło się po moim ciele i gorzki, nieprzyjemny smak na moim języku. Skrzywiłam się, na co reszta się roześmiała. Ogólnie musiałam wyglądać komicznie podczas tego całego przejścia. Zerknęłam nieśmiało na butelkę, mając ochotę na jeszcze. Co się ze mną działo? Jasper z ochotą dolał mi dodatkową porcję. Zrobiłam to samo, nadal się krzywiąc. Wyciągnęłam rękę po jeszcze, na co Alice ją odtrąciła.
- Bello, myślę, że powinnaś się trochę uspokoić. Wiem, że to dla ciebie coś nowego.. Ale jutro masz wykłady.
- Oj, daj spokój, Alice. Jeszcze tylko jeden. – Moja przyjaciółka westchnęła i dolała mi trunku.
A potem była już tylko ciemność i piskliwe głosiki wokół mnie. Czułam, że odlatywałam. To było coś jakbym śniła. Nie potrafiłam tego dokładnie sprecyzować. Powoli otworzyłam oczy i wszystko było takie jaskrawe. Nade mną pochylały się dwie twarze, Alice i jej chłopaka. Podniosłam głowę, dostrzegłam Rose siedzącą na kanapie i przyglądającą się swoim paznokciom. Nie wiem dlaczego, ale zaczęło mnie to bawić.
- Zemdlałaś… Powinnaś się położyć – rozkazała Alice, pomagając mi wstać.
- Ale ja nie chcę – zaprzeczyłam, tupiąc nogą. A jednocześnie próbując ukryć uśmieszek, który uporczywie próbował się pojawić na moich ustach. Moja przyjaciółka głęboko westchnęła i złapała mnie za nadgarstki, prowadząc do swojej sypialni. Czułam się niczym mała, niegrzeczna dziewczynka, która właśnie zrobiła coś złego. Ale przyznam szczerze, że całkiem mi się to podobało. Pokazałam Alice język i skrzyżowałam ręce na piersi.
– Czuję się naprawdę dobrze. Nic mi nie jest.
- W takim razie wróć do nas za kilka minut. A teraz się połóż. – Zamknęła drzwi i opuściła pokój. Zgadywałam, że wróciła do swoich gości.
Położyłam się na jej wygodnym łóżku i przymknęłam powieki, tylko na chwilę. Parę minut później chciałam się podnieść i do nich wrócić. Ale zamiast tego pobiegłam do łazienki i zaczęłam wymiotować. To było obrzydliwe.
Właśnie w taki sposób spędziłam resztę nocy. Gdy goście Alice poszli, siedziała ze mną i opowiadała mi o tym, że to normalne, jeśli pierwszy raz więcej wypiłam. Chociaż tak naprawdę nie wypiłam zbyt dużo. Jednak dla mnie i mojego organizmu było to ponad normę. Zaklinałam się w duchu, że częściej nie chodziłam na różne imprezy, bo miałabym mocniejszą w głowę. A teraz Rosalie Lilian Hale będzie miała pretekst, żeby się ze mnie podśmiewać.
Naprawdę nie wiem, kiedy zasnęłam. Obudziła mnie Alice.
- Bello, wstawaj do cholery. Zaraz się spóźnimy! – krzyczała spanikowana. Jej piskliwy głosik zaczął mnie drażnić. Otworzyłam oczy. Pokój zdawał się wirować. Złapałam się za głowę.
- Jak raz nie pójdę, nic mi się… - I nie dokończyłam. Przypomniałam sobie o szansie dostania darmowych praktyk i od razu wystrzeliłam w kierunku łazienki. Niestety... trochę za szybko, bo straciłam równowagę i wpadłam na drzwi.

EPOV

Siedziałem w samochodzie Emmetta, który był cholernie przesiąknięty smrodem papierosów. Nie to, że nie paliłem tego gówna, wręcz przeciwnie. Jednak nie znaczyło to, że ten zapach mi nie przeszkadzał. Jechałem właśnie do tej jebanej szkoły, która miała mi pomóc podczas rozprawy sądowej. Zbytnio mnie to nie obchodziło. Winny, czy nie winny, i tak życie mam beznadziejne. Nic się w nim nie liczy, dla nikogo nie jestem ważny. A teraz ma się pojawić jakaś nowa zdzira Carlisla. Na pewno nie na długo, ale wiem, że będzie mi przeszkadzała. Trzeba będzie ją czym prędzej wygonić. W głowie miałem już tyle pomysłów, jak ją zniechęcić do wujaszka. Od tych spokojnych i normalnych, przez obleśne, do tych zboczonych i agresywnych. Mogłem go jej obrzydzić, mogłem jej pokazać, jaką fatalną rodziną jesteśmy. I tak naprawdę nie musiałem kłamać. Byłoby przez to tylko gorzej, Carlisle potwornie by się wkurzył. Z dwojga złego wolę wybrać mniejsze zło.
Dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłem trzaskając drzwiami, Emmett od razu pojechał swoją drogą, zostawiając mnie samego. Włożyłem ręce do kieszeni i ze spuszczoną głową powędrowałem do klasy numer 218. Jeśli znowu będę miał oglądać te same, obleśne mordy, to normalnie tam wykituję. Może nie byli obleśni, ale widać było po niektórych, że byli kujonami. Zwłaszcza faceci. Koszule w kratkę wpuszczone w jakieś wymemłane jeansy, które wyglądały jak po starszym rodzeństwie. Prychnąłem, próbując sobie wyobrazić brata w moich ubraniach. To zdecydowanie byłby przekomiczny widok.
Zadzwonił dzwonek, ogłaszający rozpoczęcie lekcji. Z moich ust wydobyło się ciche ku***, którego nie potrafiłem powstrzymać. Ten piskliwy dźwięk doprowadzał mnie do szału. A dopiero co skończyłem pieprzone liceum, w którym codziennie słyszałem ten pisk, przez który miałem ochotę dać w ryj osobie, która znajdowała się wtedy najbliżej mnie. Tak zwany przypadkowy przechodzeń.
Usiadłem na tym samym, niewygodnym krześle, co wczoraj, starając się znaleźć wygodną pozycję. Kiedy wreszcie udało mi się, wpatrywałem się tępo w sufit, bo co innego miałem do roboty?
- Cześć – powiedziała do mnie jakaś dziewczyna. Niechętnie przerzuciłem na nią swój wzrok. To ta sama idiotka, która wczoraj pytała, czy to mnie będą bronić.
- Spierdalaj – syknąłem. Spojrzała na mnie urażona i odeszła. Nienawidziłem tego typu dziewczyn. Chociaż byłem pewien, że każdy kto spotykałby mnie na ulicy albo znał mnie niewystarczająco dobrze, żeby mieć o mnie tę jedną informację, pomyślałby, że jestem typem i dymam wszystko, co się rusza na powierzchni Ziemi. Ale to nie była prawda. Oczywiście, miałem kilka potencjalnych partnerek i tylko z jedną z nich wystawiłem. Zazwyczaj bywało na odwrót. Miałem nadzieję na coś więcej, a one po prostu mnie rzucały jak parę starych, niechcianych butów. To właśnie przez takie suki, jak i w ogóle inne znaczące sytuacje w moim życiu, czułem się jak śmieć, którym w istocie byłem.
Nauczyciel się spóźnił, co było dla mnie sporym zaskoczeniem. Jak w takiej dobrej szkole jest to w ogóle możliwe? No ale nieważne. Starałem się choć odrobinę skupić na tym, co się teraz działo, ale wszystko wlatywało jednym uchem, a wylatywało drugim. Cierpliwie czekałem na swoją kolej, chociaż powoli stawało się to nie do wytrzymania. Doskonale wiedziałem, że czekały mnie dzisiaj dwie lekcje. Chociaż nie wiem, po co przyszedłem na tą, skoro i tak nie będzie poruszany mój temat. Może miałem być ich zabawką, czymś w rodzaju małpy z zoo?
Z nudów zamierzałem przyjrzeć się uczniom. Wszyscy byli tacy prości. Dla mnie zdecydowanie aż za prości. Skrzywiłem się, widząc jakiegoś wyraźnie bogatego gnojka, który dłubał sobie w nosie. To było najzwyczajniej w świecie obleśne. Jestem pewien, że robi to wiele osób, chociażby w ukryciu przed innymi. Nie, żebym tak robił, bo prędzej bym wykitował, niż dłubał sobie paluchem w dziurkach w nosie.
Dostrzegłem jedną dziewczynę, która pilnie wszystko notowała.Włosy miała spięte w kucyk, ale różniła się od wszystkich w pomieszczeniu. Mogłem to stwierdzić z miejsca – była na kacu. Oczy lekko podkrążone, przymykała powieki. Wyglądała na zmęczoną. Uśmiechnąłem się do siebie, gdy moje przypuszczenia zostały potwierdzone przez dobrze widoczny odruch wymiotny, który musiała powstrzymać. Na, jej, szczęście nikt się jej nie przyglądał. No poza mną.
Przyjrzałem się dokładniej. Była ubrana w zwykły, czarny t-shirt z jakimś napisem, którego z tej odległości nie potrafiłem odczytać. Rysy twarzy miała takie delikatne… Podniosła głowę znad notesu i spojrzała na mnie. Przyłapała mnie. Ale zachowała się, jakbym to ja przyłapał ją na tym, że się we mnie wpatrywała. Chociaż w istocie było na odwrót. Speszona zarumieniła się i spuściła wzrok. Prychnąłem na jej reakcję. Jej ręka wystrzeliła w górę po następnych odruchu wymiotnym.
- Tak, panno Swan?
- Profesorze… Czy… Mogę iść do toalety?
- Naturalnie.
Podniosła się potykając się o własne buty. Wyglądała na naprawdę słabą i kruchą. Nie przepadałem za tego typu dziewczynami, bo wiedziałem, że trzeba się ciągle nimi przejmować. Żadne oglądanie się na ulicy za inną nie uszłoby mi płazem. Zresztą, była kujonką, co już skreślało ją z listy.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że myślałem o niej zdecydowanie za długo. Bo nie powinienem tak się nią przejmować. W końcu była tylko zwykłą, popieprzoną studentką, którą nie powinienem zawracać sobie głowy.
Reszta tej nudnej godziny zleciała mi cholernie szybko. Niemal tak szybko, jak pojawiła się następna lekcja, w której miałem odgrywać główną rolę. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem się zastanawiać nad tym, jakie to męczące pytania będą mi zadawać, a do prostych zaliczać się nie będą. Na pewno takie, żeby mogli się dowiedzieć, czy popełniłem tę zbrodnię, czy nie. Ale nie dostaną tej przyjemności, bo nie ma takiej pieprzonej możliwości, żeby dowiedzieli się prawdy. Cholerni, przyszli prawnicy.
- Panie Cullen? – wyrwał mnie z zamyślenia głos nauczyciela.
- Co?
- Zostało zadane panu pytanie.
- Tylko nie panu. Tobie – poprawiłem go. Nigdy nie lubiłem, gdy ktoś mówił do mnie per pan.
- Bez kręcenia, odpowiedz tak lub nie. Jesteś winny, czy nie? – spytał jakiś smarkacz w okularach. Posłałem mu piorunujące spojrzenie i wzruszyłem ramionami.
- To nie jest ci do niczego potrzebne. – Mały skurwielu, dodałem w myślach, bo wiedziałem, że gdybym wypowiedział to na głos, nie byłoby zbyt przyjemnie. Miałem zamiar ograniczyć odpowiedzi do absolutnego minimum. Wywalić zbędne sentymenty, bo zdecydowanie nie były tutaj potrzebne.
- Co łączyło cię z Jamesem? – spytała niepewnie owa brunetka, która była na kacu. Swen? Swan? Nie pamiętam, jak jej było.
- Jego dziewczyna. – Wzruszyłem ramionami. Wiedziałem, że wywołałem tymi dwoma marnymi słowami szok w klasie, ale miałem to w dupie.
- Możesz to sprecyzować? – zapytała niepewnie. Nie miałem ochoty odpowiadać. Ale jej chciałem, tyle, że nie przy tych wszystkich ludziach.
- Nie – odpowiedziałem stanowczo, chociaż sprawiło mi to pewną trudność. Musiałem jej to jakoś wynagrodzić, ale nie wiedziałem jeszcze, jak...

BPOV

Nie miałam pojęcia, dlaczego odmówił. Utrudniał w ten sposób zadanie, które miałam wykonywać. Lekcja się skończyła. Zgarnęłam notatnik do skórzanej torby i przewiesiłam ją sobie na ramieniu. Próbowałam wtopić się w tłum, żeby ten chłopak nie zdążył sparaliżować mnie wzrokiem za to pytanie. Na pewno mu ono przeszkadzało… Ale nie powinno mnie to interesować. W końcu tylko wykonywałam swoją przyszłą pracę. Gdy przechodziłam obok niego, spuściłam głowę i oczywiście się potknęłam. Ale nie upadłam. Ktoś z tyłu mnie przytrzymał. Podejrzewałam, że to wykładowca. Odwróciłam się i mnie zatkało. Chciałam uciekać, bałam się tej konfrontacji.
- Wtedy nie wiedziałem, że z nią chodził. Dobierała się do mnie… Byłem pijany. Przespałem się z nią – powiedział jak gdyby nigdy nic. Domyśliłam się, że to była odpowiedź na moje pytanie. Zerknęłam w oczy tego chłopaka. Były soczysto zielone, naprawdę piękne. A on sam z bliska był jeszcze przystojniejszy niż wtedy, gdy na poprzedniej lekcji dostrzegłam, że się we mnie wpatrywał.
- Dz… Dzięki – wydukałam i chciałam już sobie iść.
- Czekaj. – Odwróciłam głowę. – Nie za bardzo uśmiecha mi się opowiadać o tym wszystkim każdej przypadkowej osobie.
- Jasne. – Sama nie wiedziałam, co mam mu na to odpowiedzieć. Nie zatrzymywał mnie już więcej. Wybrałam się na dalsze zajęcia, pogrążona w myślach na jego temat.

3.
EPOV

Sądząc po jej reakcji, była zadowolona, że wyjawiłem jej choć odrobinę więcej, niż się tego spodziewała. Miło czasem było sprawić komuś przyjemność, nawet jeśli nikt nie sprawiał jej tobie.
Teraz czekało mnie najgorsze. Ta nowa zdzira od Carlisle’a miała dzisiaj do nas przyjść na obiad. Gdy wróciłem do domu, szok wprost rzucił mną o ścianę. Wujaszek chciał, żebym włożył na siebie smoking.
- Chyba cię coś boli. Nie będę udawał kogoś, kim nie jestem. Albo mnie polubi takiego jakim jestem, albo nie. W razie tego drugiego wyjścia - niech wypierdala.
Ktoś zadzwonił kilkakrotnie dzwonkiem do drzwi, które otworzył Emmett. Pojawiła się w nich całkiem niezła brunetka, o kosmicznie długich nogach i zgrabnej figurze. Ale nie wyglądała na zdzirę. Miała spódnicę za kolana i koszulę. Zdecydowanie nie pasowała do Carlisla.
- Co ona tak wcześnie? – zapytałam specjalnie głośniej niż powinienem. Dostałem ostrzegawcze spojrzenie. Carlisle poszedł do swojej laski i pomógł zdjąć jej kurtkę. Nigdy nie widziałem go w akcji, więc nie potrafiłem stwierdzić, czy zawsze się tak zachowywał, czy też udawał przed tą nową, ale obstawiałem to drugie.
- Esme, to są moi podopieczni. Edward i Emmett.
- Cześć wam. – Uniosłem na nią brew, sięgając po jabłko z blatu i wbijając w nie swoje białe zęby. Ta laska usiadła na krześle, na którym zawsze ja siedziałem. Prychnąłem na nią, ale wydawała się tego nie usłyszeć.
- To moje miejsce – powiedziałem jej oschle.
- Przepraszam, nie wiedziałam – wymamrotała, zmieniając miejsce na krzesło obok. Wydawała się speszona, ale uśmiech nie znikał z jej twarzy. Była tak kurewsko miła, entuzjazm aż od niej tryskał. Sam z trudem byłem dla niej chamski. Może powinienem przestać? Carlisle majstrował coś przy garach. Z doświadczenia wiedziałem, że na pewno mu nie wyjdzie, a w najlepszym wypadku tylko przypali nasz posiłek. – Opowiecie mi coś o sobie? – Spojrzeliśmy po sobie z Emmettem znacząco. O co jej, do kurwy nędzy, chodziło?
- Raczej nie – odpowiedział Emmett. Taa, teraz to już zupełnie się speszyła. To był odpowiedni moment, żeby pokazać jej, że nie nadaje się do życia z takimi pojebami jak my. Momentami zaczęło mi się jej robić szkoda, bo naprawdę do nas nie pasowała.
- Mam sprawę w sądzie za zabójstwo. – Wzruszyłem ramionami. Usłyszałem jak łyżka upada na terakotę w kuchni. Wujaszek musiał przysłuchiwać się naszej rozmowie. Byłem pewien, że da mi popalić.
- Zabójstwo? – powtórzyła wyraźnie przestraszona.
- Taa, nic wielkiego.
- To zależy, czy je popełniłeś.
Nie odpowiedziałem, chociaż w jej oczach widziałem widoczną ciekawość. Oczekiwała odpowiedzi, której na pewno nie dostanie. To nie jest jej zasrany interes. Nic dla mnie nie znaczyła, nikim dla mnie nie była.
Chociaż w mojej głowie pojawiła się nadzieja. Jeśli taka osoba jak ona wytrzyma z wujaszkiem Carlislem, to może uda jej się na niego wpłynąć… Wtedy się zmieni i zacznie się przejmować światem, który go otacza, a w tym mną i Emmettem. Gdyby tylko tak mogło się stać… Ale to niemożliwe. Każda poważniejsza dziewczyna Carilslea albo była dziwką, albo była pierdolnięta i nie wytrzymywała z nim nawet tygodnia. Takie to miał szczęście. Ale sam sobie zawinił.
Nie miałem ochoty na siedzenie tutaj z nimi wszystkimi. Chciałem się wyrwać, ale nie miałem pomysłu gdzie ani tym bardziej jak. Kopnąłem Emmetta w łydkę, zareagował. Odchyliłem głowę do tyłu. To był nasz znak, jeśli któryś z nas chciał gdzieś iść. Często trzymaliśmy się razem w takich sytuacjach, chociaż niekiedy mojego braciszkowi odwalało i próbował mi dopiec, robiąc dziwne rzeczy, czy wygadując mój plan. Em, zamiast mi pomóc, wzruszył ramionami. Skurwiel wolał siedzieć i im się podlizywać niż uciec gdzieś ze mną.
- Miło było, ale ja spadam – powiedziałem, podnosząc się z miejsca i zakładając na siebie bluzę, którą wcześniej tego wieczora odwiesiłem na krześle.
- Nie zostaniesz z nami jeszcze? – zapytała Esme. Spojrzałem na nią zdziwiony, że w ogóle o to pyta.
- Raczej nie – odparłem, wychodząc z domu. Słyszałem chrząknięcie wujka, które wyraźnie dawało mi do zrozumienia: 'jeśli stąd wyjdziesz, pożałujesz'. Ale miałem go gdzieś, zupełnie tak samo jak on mnie. Dlaczego miał dostać coś ode mnie, skoro mi nigdy nic nie dawał?
Nie wiedziałem, gdzie mogę iść. Przydałby mi się samochód, ale oczywiście go nie miałem. Zawahałem się nad wtrynieniem się do jednego z samochodów znajdujących się na podjeździe, ale byłoby tylko gorzej. Z westchnieniem ruszyłem powolnym krokiem w stronę centrum.
Minąłem jakąś zakochaną parę, której miałem ochotę coś krzyknąć. Wyglądali obleśnie, macali się na ciemnej ulicy po środku chodnika. Nie miałem ich jak minąć, więc po prostu ich staranowałem, tym samym potwornie ich zadziwiając. Prychnąłem pryszczatemu chłopakowi w twarz i poszedłem dalej swoją drogą.
Przeszukałem kieszeni w poszukiwaniu papierosów i zapalniczki. Został mi ostatni, do tego cały pogięty. Lepsze to niż nic. Wpakowałem go sobie do ust i kilkakrotnie próbowałem podpalić. Wiatr wiał zbyt mocno.
- Ku*** – jęknąłem do siebie, kiedy wreszcie udało mi się zapalić. Mocno się zaciągnąłem, pozwalając, by dym osiadł w moich płucach, a potem go wypuściłem.
Szedłem spokojnie. Jestem pewien, że inne bogate gnojki w życiu by się nie posunęli do czegoś takiego, bojąc się, że ktoś ich nakryje. Ale mnie to nie obchodziło. Co Carlisle mógłby mi zrobić? Raczej nic, prędzej to ja bym go udupił i on doskonale o tym wiedział.
Gdy w końcu znalazłem się w centrum miasta, było jaśniej. Pieprzone latarnie oświetlały każdy, choćby najmniejszy skrawek drogi. Poczułem pchnięcie od tyłu.
- Co jest, ku***… - Odwróciłem się i ujrzałem zakłopotanego blondyna z jakąś kicią u boku. Skądś kojarzyłem tę twarz.
- Edward? – zapytał niepewnie.
- Taa.
- Dawno się nie widzieliśmy, co? To ja, Jasper. Pamiętasz mnie jeszcze?
Moje oczy automatycznie zrobiły się większe. Jak mogłem go nie pamiętać?
- Jak mógłbym cię nie pamiętać? A ta to kto? – Kiwnąłem głową na szatynkę.
- To Alice, moja dziewczyna. – Przyjrzałem się jej. Skądś ją znałem, ale nie miałem pojęcia skąd.
- Gdzie idziecie?
- Właśnie wracamy od mojej przyjaciółki. – Dziewczyna wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Pytałem gdzie idziecie, a nie skąd wracacie. - Z tego co zauważyłem, poczuła się urażona tym, co teraz powiedziałem. Ku***, przecież nie zrobiłem nic złego. Przyjrzała mi się podejrzliwie. – To ty jesteś Edward Cullen?
Kiwnąłem głową.
- O matko, Jasper! On jest zabójcą.
- Stul pysk… - Mój przyjaciel nie dał mi skończyć, uciszył mnie szybkim i niezauważalnym, dla jego dziewczyny, gestem dłoni.
Jasper, ze skrzywioną miną, zerknął na mnie niepewnie. Wywróciłem oczami. Już wiem, skąd ją kojarzyłem. Musiała studiować z tą brunetką, w którą wcześniej się wpatrywałem.
Skąd ta dziewczyna mogła wiedzieć, jak było naprawdę? No właśnie, nie wiedziała tego. Praktycznie nikt tego nie wiedział. Nie miała prawa powiedzieć, że jestem zabójcą ani tego, że nim nie jestem. Była niepewna. Nikt przecież nie powiedział jej prawdy, bo tamci ludzie… Tylko oni ją znali. I na pewno nie powiedzieliby tej zasmarkanej, przyszłej prawniczce, jak było naprawdę. Dla uratowania swoich tyłków, jak i mojego. Pomimo wszystko trzymaliśmy się razem. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Taa.
Przeszedłem się z nimi jeszcze kawałek, zupełnie ignorując Alice. Wk***iła mnie i niech nawet nie liczy, że w czymkolwiek jej pomogę podczas tych beznadziejnych wykładów. Nie udzielę jej odpowiedzi na żadne pytanie, niech cierpi.
Z braku innego wyjścia wróciłem do domu, mając nadzieję, że Esme już nie ma. Oczywiście się myliłem, bo siedziała wygodnie z moim wujkiem na kanapie, oglądając jakiś nudny, stary film. Zastanawiałem się, ile wysiłku kosztuje go ten cały teatrzyk. Biedaczysko na pewno się męczył.
Em złapał mnie za ramię i zaprowadził do swojego pokoju. Chciał, żebym usiadł. Wolałem postać, inaczej musiałbym tu spędzić więcej czasu niż naprawdę tego chciałem. Spojrzałem wyczekująco na brata. O co mu chodziło? Sięgnąłem po puszkę Coli, która stała na jego szafce nocnej.
- Ona chce się do nas wprowadzić. – Wyplułem Colę na mojego brata. Posłał mi zabójcze spojrzenie, na co się zaśmiałem, ale szybko spoważniałem.
- Jakim prawem? On nie jest aż takim kretynem, żeby się zgodzić.
- Edward… Carlisle już się zgodził.
- Hę? – wydukałem. – Ma zamiar odgrywać to przedstawienie przez cały czas?
- Najwidoczniej.
Podniosłem się i błyskawicznie znalazłem się u boku tego imbecyla.
- Człowieku, weź się w garść! – Nie zwracałem najmniejszej uwagi na jego towarzyszkę, siedzącą w jego objęciach. – Będziesz przed nią udawał, to jaki z ciebie skurwiel? Ile tak jeszcze wytrzymasz? Dzień, dwa? A ty co, myślisz, że on taki jest naprawdę? Kobieto, dopóki jeszcze się tutaj nie wprowadziłaś, mówię ci, uciekaj stąd. To psychol!
- Do pokoju! – Carlisle był tak wściekły, że jego policzki nabrały czerwonej barwy.
- Nie, Carlisle. Nie chcę, żebyś przede mną kogoś udawał – odparła spokojnie. – Nadal chcę z tobą być. Nadal chcę z tobą mieszkać. Ale obiecaj mi, że będziesz sobą.
Zacząłem wpatrywać się w nią jak w idiotkę. Była dla niego zdecydowanie za dobra. Nie nadawała się dla kogoś takiego jak on. Nie wiem nawet, czy istniał facet, który byłby dla niej odpowiedni.
- Edward, wyjdź – warknął wujek.

BPOV

Mile spędziłam wieczór w towarzystwie Alice i jej chłopaka, tym razem bez alkoholu. Może to i lepiej, bo gdybym znów miała się upić i rzygać przez pół nocy… Raczej bym tego nie wytrzymała. Zaczęłam się zastanawiać nad tym całym Edwardem. Z jednej strony wydawał się być osobą, która mogłaby kogoś zabić. Ale z drugiej… Gdy na dzisiejszych zajęciach złapał mnie i nie pozwolił mi się przewrócić… Dostrzegłam w nim kogoś więcej niż tylko zabójcę. Nie miałam pojęcia, czy popełnił tę zbrodnię, czy nie. Podczas tej krótkiej rozmowy wydawał mi się taki normalny. Niewinny… Zresztą, co to za różnica? Mam go obronić tak czy siak. Nie powinnam zbytnio się nim interesować, bo im mniej będę o nim myślała i im mniej poznam zbędnych informacji z jego życia, tym będzie mi łatwiej.
Uprzątnęłam talerzyki, z których korzystaliśmy z Alice i Jasperem. Stłukłam jeden z nich, potykając się o kosz na śmieci. Ta moja niezdarność czasem grała mi na nerwach. Nie mogłam pokonać tak krótkiego odcinka prostej drogi, bez wyrządzenia jakichkolwiek szkód. Nie wiem, czym sobie zawiniłam, żeby mnie tak karać.
Usiadłam wygodnie na kanapie i włączyłam telewizor. Zaczęłam skakać po kanałach, w znalezieniu czegoś ciekawego, kiedy nagle zadzwonił telefon. Niechętnie go odebrałam, mając ochotę zabić osobę po drugiej stronie słuchawki, za to, że kazała mi się podnieść z mojej ulubionej kanapy.
- Bello! – Alice wrzasnęła do słuchawki. Przez chwilę zaczęło szumieć mi w uszach przez ten jej piskliwy głosik.
- Jasper zna Edwarda!
- Że co? – Chyba to do mnie nie dotarło.
- Jasper zna Edwarda. Wpadł dzisiaj na niego na ulicy i mnie mu przedstawił.
- No, dobrze. Ale nadal nie rozumiem, dlaczego robisz z tego taką wielką aferę.
- A co, jeśli Jazz jest w to wszystko zamieszany? A co, jeśli ten cały Edward go wpakuje? Nie chcę, żeby mój chłopak miał takie towarzystwo, ale przecież nie mogę mu zabronić.
- Alice, histeryzujesz. A teraz daj mi spokój, bo jestem naprawdę zmęczona. Dobranoc.
- Ale, Bello.. – zaczęła, ale nie dałam jej do kończyć. Nacisnęłam czerwony klawisz na telefonie stacjonarnym, tym samym się rozłączając.
Nie widziałam w tym nic dziwnego, że chłopak mojej przyjaciółki zna Edwarda. Przecież mógł znać kogo tylko chciał. Moja przyjaciółka często przesadzała. Próbowałam coś na te jej bezsensowne napady histerii poradzić, ale za każdym razem bezskutecznie. Była odporna dosłownie na wszystko.

Następnego ranka zawahałam się nad pójściem do szkoły. Nie mieliśmy wykładów z panem Vaise, więc nic by się nie stało, jeśli raz zrobiłabym sobie wagary. W końcu Edwarda nie będzie, więc moja szansa na dostanie praktyk w kancelarii się nie zmniejszy. Doskonale.
Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Zostałam w domu z zupełnym brakiem pomysłów na resztę dnia. Malutka, jaskrawa żarówka zaświeciła się w mojej głowie. Miałam genialny pomysł. Rzuciłam się w kierunku swojego notesu z numerami telefonów i zaczęłam szukać Jaspera Hale. Skoro znał tego chłopaka, może mógłby mi pomóc dowiedzieć się czegoś więcej? Cała uradowana wykręciłam jego numer. Odebrał po jednym sygnale.
- Jasper, tu Bella. Mógłbyś dzisiaj do mnie przyjść?
- Ale nie na długo, wieczorem mam zajęcia.
- Ok, będę czekała. – Uśmiechnęłam się do siebie, rozłączając się. Wiedziałam, że mi pomoże. Chociaż pewnie nie będzie dumny, że kazałam mu przyjść tylko po to.
Jazz zjawił się u mnie zaledwie pół godziny później, przez co nie zdążyłam zjeść śniadania. Otworzyłam mu drzwi i zaprowadziłam do salonu.
- Nie prześpię się z tobą, jeśli o to chodzi – zaśmiał się. Mnie jakoś to nie rozbawiło. – W jakim celu miałem do ciebie przyjść?
- Chciałam… abyś… abyś… Pomógł mi dostać te praktyki w kancelarii.
- Niby w jaki sposób?
- Opowiedz mi o Edwardzie.
Jego oczy zrobiły się małe. Zaczął tępo wpatrywać się w sufit.
- Nie – powiedział stanowczo podnosząc się z kanapy. – Nie!
- Spokojnie, po co te nerwy...
Nie odpowiedział. Trzaskając drzwiami, opuścił moje mieszkanie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sereey dnia Pon 11:37, 29 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
Fanatyk



Dołączył: 03 Lip 2009
Posty: 1071
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Świat.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:04, 18 Wrz 2009    Temat postu:

(dusi, gdyż twierdzisz, że się nie spodoba)

Tekst jest świetny. Ed, który zabił? Bombaa! Niech okaże się winny, niech go na krzesło wsadzą.!
Hehe Very Happy

Generalnie tekst jest super, błędów nie szukałam, Jestem na TAK!

Ave Wena,
Sonea


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rossbell
Gość






PostWysłany: Pon 1:12, 03 Maj 2010    Temat postu:

*głęboko myśli*
Cholera,czytałam już ten tekst. Ale na szczęście prawie go zapomniałam i emocje są świeże jak ciepłe bułeczki.
Cytat:

Nie, żebym tak robił, bo prędzej bym wykitował, niż dłubał sobie paluchem w dziurkach w nosie.

Buhahaha. Rozbawiło mnie to. Kurczę,rozchełstam się teraz,a potem spać nie będę mogła.Kij z tym,naprawdę warto.
Cytat:

- Opowiedz mi o Edwardzie.
Jego oczy zrobiły się małe. Zaczął tępo wpatrywać się w sufit.
- Nie – powiedział stanowczo podnosząc się z kanapy. – Nie!
- Spokojnie, po co te nerwy...
Nie odpowiedział. Trzaskając drzwiami, opuścił moje mieszkanie.



Ach i jak ja mam czekać z cierpliwością na następny rozdział? Toż to nie żywcem zeżre! Wszystko mi się podobało. Gdy będę teraz szła spać będę miała przed oczami umięśnionego i przystojnego Edzia w wersji Bad. Już się nie mogę doczekać swoich snówWink Dobra,kończę ten bezsensowny komentarz. Jestem na wielkie TAK ,jak koleżanka powyżej i życzę weny.


Ostatnio zmieniony przez Rossbell dnia Pon 1:13, 03 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna -> Fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin