Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Sonea vs. Mitake - "Dziwne życie gwiazdy Roba"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna -> Pojedynki literackie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
satanek
Administrator



Dołączył: 21 Cze 2009
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 15:31, 23 Wrz 2009    Temat postu: Sonea vs. Mitake - "Dziwne życie gwiazdy Roba"

Temat: "Dziwne życie gwiazdy Roba"
Forma: miniaturka - na wesoło
Długość: 2 str. A4
Dodatkowe kryteria: muszą się pojawić: zdanie: "Moja noga krąży wokół słońca codziennie przy zaćmieniu księżyca.", bańki mydlane i kakao
Beta: Poprosimy dla obydwu

***

Tekst 1 - Sonea
Cholera. Jak ja kocham moje popieprzone życie. Nazywam się Robert Uwielbiany Przez Ludzi Pattinson i mam już dosyć tej cholernej sławy od siedmiu boleści. To mnie chyba zaczęło przerastać. Tysiące fanek biegnie w moją stronę, gdy zwyczajnie idę ulicą. Nie dają mi żyć. Proszą mnie o autograf, każą gryźć się w szyje. To nienormalne! Nie wiem, jakim cudem te gwiazdki typu Paris Hilton czy Orlando Bloom dają sobie radę z tą presją. To jest nie do wytrzymania.

Mam taki debilny przykład. Ostatnio poszedłem z moją przyjaciółką z dzieciństwa na kakao. Uwielbiamy je. Już jako pięciolatki piliśmy ten napój i zawsze kończyło się to tym, że albo ona, albo ja mieliśmy wszystko na sobie. No i poprawia humor, gdy otoczenie daje nam w kość. Siadamy wtedy na końcu sali i śmiejemy się ze wszystkiego.

Jednak wtedy to nie wypaliło. Do kawiarni wbiegła jakaś fanka i zaczęła krzyczeć, jak bardzo mnie kocha, uwielbia, no i w ogóle jaki jestem och i ach. Podbiegła do mnie, wręcz rzuciła się i zaczęła przytulać, a właściwie miażdżyć, gdyż niestety do małych i leciutkich nie należała. Nie wiedziałem, co zrobić. Spojrzałem w stronę mojej „bratniej duszy”, szukając pomocy, lecz nie mogłem jej znaleźć. Uciekła, zostawiając na stoliku pieniądze za napój oraz niedokończone kakao. Nigdy nie lubiła zamieszania wokół mojej osoby, zwłaszcza, od kiedy zagrałem w tym tandetnym romansidle, o jakichś dennych wampirach, które mają ze sobą jakiś problem, bo nie piją ludzkiej krwi.

A przecież mogłem się nie zgodzić! Mogłem powiedzieć, że ta rola to dla mnie za dużo. Ale nie, nie odmówiłem i teraz płacę za to najgorszą cenę. Wszystko przez tą głupią Kristen. Namówiła reżysera, bym to ja zagrał głównego bohatera. Nie chciałem tego. Nie podobało mi się to. Nie i już. Ale reżyser, zamiast patrzeć na to, jak próbuję beznadziejnie grać, gapił się w biust tej idiotki. Cholera. Więc pogodziłem się z losem i uznałem, że jak będę na siłę zdobywać rolę to może mnie nie przyjmą. Ale i to nie wyszło.

Więc od pewnego czasu jestem prześladowany, ale nikt nie chce mi dać żadnej ochrony. Jestem skazany na siebie i własną, chociaż beznadziejną, sztukę samoobrony, podczas gdy fanki czyhają na mnie na każdym kroku i psują mi życie. Zaczynam szczerze wątpić w to, że moje pięć minut szybko minie. Zwłaszcza, że do nakręcenia zostały jeszcze trzy części tej cholernej sagi.

Wiem już, do czego zdolne są te istoty, których z pewnych względów nie umiem nazwać ludźmi, ale w życiu nie spodziewałbym się czegoś tak… innego.

Poszedłem dziś do muzeum. W końcu jestem jakąś tam gwiazdą i pokazywać się muszę, a w takim miejscu fanki mnie nie będą szukać.
Gdy już dotarłem na miejsce, moją uwagę od razu przykuło zdanie wyryte nad jakimś malowidłem. „Moja noga krąży wokół słońca codziennie przy zaćmieniu księżyca”. O Jezuniu. Co to może oznaczać?! Zacząłem rozmyślać, jednak nie miałem inteligentnych pomysłów. Jedynie coś w stylu: jest sobie pijany malarz, który zaczyna bełkotać podczas naprawdę ostrej imprezy, powstaje mu szczególnie nienaturalne zdanie, które zapisuje jego równie pijany przyjaciel, potem „artysta” znów pije, wychodzi z imprezy, włamuje się do pierwszego lepszego domu, patrzy, że w pokoju leży wielka kartka papieru, łapie wszystkie farby, które znajduje, macza w nich tłuste i nieumyte łapy i zaczyna się ślizgać po płótnie. Kilka lat później odkrywa to jakiś wielki krytyk i natychmiast to sprzedaje, zarabiając grubą kasę, podczas, gdy autor obrazu nie ma zielonego pojęcia, że namalował arcydzieło.

Stałem tak dobrą godzinę, niedziwne zresztą, skoro takie szalone rzeczy napłynęły mi do głowy. Poczułem strach. Co będzie, jeśli zacznę dalej chodzić po tym stosunkowo niewielkim obiekcie naukowym, który ktoś nie wiadomo po co i na co nazwał muzeum? Ale cóż. Ryzyk fizyk. Ruszyłem dalej, omijając innych i nie zwracając na siebie uwagi. Zawsze tak robiłem, gdy byłem w miejscach publicznych. „Mało zainteresowania”, w moim przypadku, równało się „mało rozczarowania”. Kaptur na głowie, ręce w kieszeniach.

Podszedłem do czegoś, co w mojej opinii wyglądało jak wielki model baniek mydlanych, które puszczałem w dzieciństwie, kiedy koło mnie pojawiła się drobna staruszka, mająca około sześćdziesięciu lat, siwe włosy oraz nieśmiały uśmiech na twarzy. Stała tak chwilę, potem spojrzała na mnie i zaczęła mówić o tym, jak przeżyła II Wojnę Światową, jak rozwiodła się z pięcioma mężami, a czterech zmarło, jak często przychodzi do tego muzeum, lecz nigdy mnie nie widziała i tym podobne.

Nagle przypomniało jej się, że chyba gdzieś mnie widziała.

Odpowiedziałem jej, że to raczej niemożliwe, gdyż jestem tylko turystą, który zwiedza miasto. Nie przyznawałem się do tego, kim jestem, ani, że mieszkam w okolicy. Turysta. Lecz babunia nie odstępowała mnie na krok i opowiadała coraz to bardziej niestworzone historie. Cholera. Mogło się to przydarzyć każdemu w tym muzeum, ale oczywiście szczęście tak bardzo mnie kocha, że to do mnie podeszła i mnie męczy tym wszystkim, nie dając mi nawet odrobiny prywatności, której, w przerwach pomiędzy zdjęciami do tego debilnego filmu, tak bardzo potrzebuję.

No więc, gdy próbowałem ją jakoś spławić, pojawił się fotoreporter. Ich również nienawidzę. Chodzą za mną non stop, robią mi dziwne zdjęcia, które później wstawiają do gazety z debilnymi podpisami. No i cieszą się, bo niby zrobili mi super fotkę, podczas gdy ja wyglądam na nim okropnie, beznadziejnie i ogólnie niedobrze mi się robi.

Szedł z pięcioma aparatami przy sobie, pewnie bał się, że któryś mu się popsuje, czy inne licho. Na głowie miał jakiś tandetny kapelutek. Rozglądał się na wiele stron, aż w końcu mnie zauważył. Krzyknął coś do mnie, a potem zaczął biec w moim kierunku, nie wiedząc, który aparat wziąć. Spojrzałem na biedną staruszkę, czując wyrzuty sumienia, że ją zostawiam, ale niech mnie, nie chcę sesji zdjęciowej. Pobiegłem w stronę wyjścia, mając nadzieję, że fotograf mnie nie dogoni.

Gdy przystanąłem, zauważyłem, że znów nie jestem sam. Babunia musiała mieć niezłe tempo, gdyż właśnie dobiegała do mnie i cały czas się uśmiechała, nawet wtedy, kiedy zapytała, czemu przed nią uciekałem. Ale mnie nie było do śmiechu. Fotoreporterowi udało się zrobić kilka zdjęć ze starszą kobietą i mogłem tylko czekać na poranek, by przeczytać jakiś głupawy komentarz odnośnie moich wizyt w muzeum sztuki nowoczesnej. Uznałem, że jest to pora, by pożegnać się i iść do domu, by wypić gorącą kawę oraz obejrzeć jakiś dobry film, nie myśląc o niczym rozsądnym.

Następnego dnia czekałem tylko, aż do domu wpadnie znajomy z gazetą w dłoni, by mi oznajmić, że jestem na pierwszej stronie. No i nie musiałem go długo wyczekiwać. Około jedenastej wbiegł do mieszkania mój stary kumpel, który, gdyby oczywiście mógł, tarzałby się ze śmiechu. Powiększyło to moje lęki przed nieznośną fotografią. Ale spojrzałem.

Na pierwszej stronie było zdjęcie, na którym mówię coś do tej dziwnej staruszki, a ona patrzy na mnie jak w obrazek. Niby nic takiego, ale podpis był gorszy.

„Pattinson i jego nowa fanka, czy mały wypad do muzeum z babcią? cd. Na stronie szóstej”.

O nie. Przerzucałem strony szybko, może nawet trochę zbyt prędko, ale chciałem to przeczytać. Odnalazłem interesujący mnie artykuł i zagłębiłem się w nim.

„Wczoraj, w godzinach popołudniowych, spotkaliśmy młodego aktora, Roberta Pattinsona w towarzystwie pewnej staruszki, z którą zawzięcie o czymś dyskutował. Nie zdziwił nas fakt, że próbował przed nami uciekać, ale starsza pani, która za nim biegnie, wydaje się już lekko przerażająca. Mamy nadzieję, że była to jedynie babcia Roberta oraz prosimy go, by nie zmuszał jej do biegania, mimo iż wygląda na bardzo radosną kobietę. A jeśli to była fanka aktora, to cóż… widać, że film zdobywa już fanów w wielu kategoriach wiekowych. Tylko tak dalej, a do kin będą przychodzić sami emeryci po sześćdziesiątce”.

Cholerna, popierdolona sława. Gdziekolwiek nie pójdziesz i tak cię znajdą.

***

Walkowerem wygrywa Sonea.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Egoistka
Uzależniony



Dołączył: 24 Lip 2009
Posty: 627
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:42, 23 Wrz 2009    Temat postu:

Można skomentować?

Zawsze mi się wydawało, że Zmierzch nakręciła kobieta. Catherine Hardwicke, czy jakoś tak. I nie podważajmy jej orientacji seksualnej. (akapit 4.) xD

Very Happy Mogłaś ciekawiej wpleść te słowa. Nie chcę tu wytykać błędów, bo sama pojedynków nie chcę i pewnie nie umiem pisać. Ale tak mnie oświeciło, że ktoś mógł go oblaś kakałem czy coś. Nie mam nastroju do czytania ponownie tekstu i pisania co jest nie tak. Ale nie powaliłaś mnie. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shige
Obserwator



Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:37, 28 Wrz 2009    Temat postu:

Szczerze? Nigdy nie lubiłam Pattinsona, może urodę ma ciekawą, ale jako aktor nigdy mnie nie powalał. A gdyby to, co napisałaś było prawdą - wiedziałabym już dlaczego nie przekonałam się do jego osoby. On jest po prostu głupkiem! Człowiekiem, który w muzeum zachowuje się i ogląda eksponaty jak niedouczony chłop, który wpadł w jakieś nieznane sobie bliżej bagno. Przedstawiłaś go tu katastrofalnie, ni to błyskotliwych myśli, ni objawień inteligencji, ni nawet szczypty ogłady. Samoocena mu skacze.
Taki ludź, z którego głupoty można się pośmiać.

Tekst banalny, nie podoba mi się. Taki suchy i bez wyrazu. Mało błyskotliwy. A 'historia sławy' tego Roberta... oklepana i w sumie to mu nie współczuje.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez shige dnia Pon 22:39, 28 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.oopowiadania.fora.pl Strona Główna -> Pojedynki literackie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin